poniedziałek, 26 grudnia 2016

Od Agnes CD. Lauren+trening Liry


Jeśli chce tak z nim postępować, dobrze. Dowodzi to tylko, że nie jest warta krzty zainteresowania. ,,To nie jest jazda konna. Tu nie o to chodzi" Niemniej, byłam wściekła. Jak ona śmie...?! Gdy zaczęła podążać w stronę wyjścia, rozum stracił panowanie nad sytuacją. Kilkoma krokami znalazłam się na wprost niej i chwyciłam ją mocno za ramię, wbijając ze złości paznokcie.
- Jeśli mnie nie znasz...To mnie nie oceniaj-powiedziałam z zimnym naciskiem, patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i oddaliła się w pośpiechu. Prychnęłam i poszłam do swojego pokoju. Sięgnęłam na półkę z książkami i wyjęłam z niej dzieło o medycynie naturalnej dla koni. Zaczęłam wertować kartki w poszukiwaniu jakiegoś środka.
,,Chmiel znany jest głównie jako ziele uspokajające [...]", ,,Na podniecone i nerwowe konie olejek lawendowy działa podobnie uspokajająco jak na ludzi", ,,Z pomocą kozłka lekarskiego zapanujesz nad stresem spowodowanym zawodami, zmianą stajni czy właściciela lub opiekuna.", ,,Jeśli koń jest narażony na stres, okazuje niepokój lub napięcie, uspokoisz go rumiankiem"
Uznałam, że dla Liry najbardziej odpowiedni będzie Kozłek lekarski. Postanowiłam dodać jeszcze trochę rumianku, ale nie chciała za bardzo kombinować. Mama uczyła mnie używania różnych leków, ale nie miałam bladego pojęcia o ich kombinacjach. Zebrałam potrzebne składniki i ruszyłam do stajni w której znajdowała się klacz. Stała w boksie, a tuż obok w sąsiednim jej źrebak-Pegaz. Lira nieustannie na niego spoglądała, ale wyglądało na to, że jest już przyzwyczajona do tej sytuacji. Otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Poklepała ją przyjaźnie i szepnęłam:
- Cześć, kochana. Z twoim małym wszystko dobrze-Najpierw obejrzałam ją w poszukiwaniu jakichś ran czy stanów zapalnych, ale nic nie znalazłam. Przeszłam więc do paszarni i wyjęłam kozłek lekarski z suszonym rumiankiem. Pokropiłam kromkę chleba płynem z kozłka, a rumianek podałam z suszonymi kwiatami. Lira najpierw obwąchała jedzenie, ale po chwili dobrała się do rumianku z chęcią. Dzięki temu będzie spokojniejsza na jeździe i trochę się odpręży-pomyślałam z zadowoleniem. W tym momencie do stajni weszła Lauren. Zlustrowała mnie i klacz wzrokiem, i nagle krzyknęła:
- Co ty robisz?! Chcesz ją otruć!?-Wyrwała mi z ręki woreczek (na szczęście pusty) i cisnęła go na podłogę.
- Ej!-kopnęłam ją lekko w piszczel i zamknęłam zasuwę boksu.-Do twojej wiadomości, to staram się jej pomóc!-Dziewczyna wpatrywała się we mnie z nienawiścią. ,,Przemądrzalec"-przyszło mi do głowy.
- Ha! Jasne!-w jej głosie wyraźnie było słychać niedowierzanie-Więc co to ma niby być?!
- Kozłek lekarski i rumianek-odpowiedziałam prosto i z wyższością.-Dzięki temu będzie spokojniejsza.-Odwróciłam się na pięcie do klaczy i pogłaskałam ją, podczas gdy zebrała pyskiem kawałek chleba nasączonego lekiem.


<Lauren? Tylko bez żadnych zatruć, plis...I nie ma sprawy, w pośpiechu wychodzą krótkie opowiadania>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz