- O, witaj, Agnes.-matka szturchnęła córkę, która mruknęła tylko:
- Cześć-i odwróciła się do płotu, wpatrując się w kłusującą klacz. Pani Cora zwróciła się do mnie:
- Słyszałam, że jeździsz razem z Lauren. Jak idzie ci z twoją Lirą?-,,Twoją"-to słowo rozbrzmiało mi w uszach głośnym echem. Przymknęłam oczy, ale odpowiedziałam:
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jesteśmy na dobrej drodze-uśmiechnęłam się i odeszłam w swoją stronę, ginąc w kolorowym tłumie przechodniów i straganów. Skądś dobiegały odgłosy zawziętej licytacji, a zewsząd napływała para z oddechów koni i ludzi. Przedzierają się przez tłum natrafiłam na niewielki sklep-aptekę. Kupiłam zapas suszonych ziół dla Liry. Włożyłam paczkę do torby, po czym skierowałam się do miejsca, w którym ostatnio widziałam Lauren i jej mamę. Dziwiło mnie to, że tak miła kobieta może mieć tak złośliwą następczynię. To, że jeździ dobrze, to nie wszystko. Wciąż tam stały, a pani Cora rozmawiała z jakimś mężczyzną. Dziewczyna oparta o płot rozglądała się wokoło, gdy mnie zauważyła. Jej twarz od razu stężała, lecz nie zwróciła na mnie uwagi. Postanowiłam posłuchać rozmowy jej matki.
<Lauren? Długość nie za dobra, ale nie wiedziałam, czy kupujecie Flavie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz