Wyrwałam z jej rąk moją prywatność.
-Nie nauczyli Cię, żeby nie wtykać nosa do nieswoich spraw!-wściekłam się i wywaliłam Agnes za drzwi. Dotychczas chciałam jej unikać, udawać, że nie istnieje, ale miarka się przebrała. Wstałam o piątej nad ranem i od razu pobiegłam do stajni. Podałam Lirze odurzające, ale niegroźnie środki wiedząc, że Agnes coś jej podawała na uspokojenie. Wróciłam do pokoju w samą porę, bo po minucie weszła moja mama by mnie obudzić. Przebrałam się w mój ulubiony strój do jazdy konnej. Gustowne granatowe bryczesy i białą, ale nie odświętną koszulę. Chwyciłam kask pod kolor spodni i założyłam czarne termobuty. Weszłam pewnym krokiem do stajni i zajrzałam do boksu Flavie. Leżała na sianie.. W razie czego powiadomiłam stajennych o stanie klacz i poszłam sprawdzić rozpiskę. Trening z panią Alicją, czyli cross. Wzięłam granatowy zestaw Południk. Mama poprosiła mnie bym na nią wsiadła, bo wczoraj nie jeździła. Szybko ją wyczyściłam i osiodłałam. Założyłam kask, wzięłam bacik i skierowałam się w stronę toru. Trening przeminął spokojnie a Południk była zdecydowanie jednym z lepszych koni na których jeździłam. Świetnie się zgrałyśmy i z czasem zapomniałam, że to nie mój Apperitiv. Po udanym treningu usłyszałam głos Agnes z przeciwnej strony stajni.
-Lira? Co ci jest?-Zapytała zdziwiona, a ja podążyłam jej kierunku.
-Mówiłam, że te zioła to same kłopoy-powiedziałam niby obojętnym tonem i uśmiechnęłam się chamsko
piątek, 30 grudnia 2016
Od Agnes CD. Lauren
Gdy tylko ujrzałam na torze do crossu Lauren pracującą z Apperitivem wiedziałam, że nie będzie łatwo. Gdy odwołali poranne zajęcia, miałam już nadzieję, że uda mi się poćwiczyć cross, lecz jak zwykle los miał własne plany. Westchnęłam i wbiłam wzrok w ziemię. Czas przełamać pierwsze lody.
- Hej!-krzyknęłam. Dziewczyna nie reagowała.-Zwolnij trochę miejsca!-widziałam wyraźnie, jak prychnęła w moją stronę, ale zwolniła i przeniosła się na drugą stronę toru. Pogłaskałam po pysku Florę, którą postanowiłam wziąść do tego zadania, i zaprowadziłam ją na środek. Poprawiłam rutynowo popręg, wskoczyłam w siodło i spojrzałam na tor do crossu. Ustawiłam się w najlepszej pozycji do startu. Zaczęłam zdecydowanym kłusem, ale na prostej szybko przeszłam do galopu. Złapałam rytm niemalże natychmiast, chodź bieg klaczy był na początku nieco chwiejny. Czułam wiatr we włosach, świat zawirował w krystalicznej bieli. To uczucie było nie do porównania, a szło mi zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Zbliżyłyśmy się do pierwszej przeszkody, stacjonaty, za którą konie nie przepadały. Ale dzięki pomocom Flora przeskoczyła ją gładko, niemalże lecąc w powietrzu. Z kolejną, oxerem, było gorzej, bo zahaczyła o nią nogą. Następne, corner i hyrda, poszły gładko. Teraz przymierzyłam się do ostatniej, rowu wodnego. Skręciłam konia i pospieszyłam klacz zdecydowanie. Tempo stawało się coraz szybsze. I nagle odbiła się ona od ziemi, lądując po drugiej stronie przeszkody. Wykonałam na koniec woltę, dzięki czemu wierzchowiec zwolnił i mogłam go zatrzymać niedaleko miejsca startu.
- Brawo-pochwaliłam ją cicho, klepiąc i głaszcząc po szyi. Flora była posłuszną klaczą, ale ufała też ludziom. Sprowadziłam ją z toru, zapominając prawie o Lauren. Reszta dnia minęła mi na zabawie z Kłem.
~Kolejnego dnia~
Jak zwykle poranna toaleta i śniadanie. Poszłam na górę przygotować się do jazdy, gdy z pokoju Lauren usłyszałam niepokojące odgłosy. Postanowiłam to sprawdzić. Uchyliłam lekko drzwi jej pokoju. Był pusty, ale w kącie coś się czaiło. W tym momencie na środek pomieszczenia wyskoczył pies beagle, pokazując kły. Z westchnieniem podeszłam do niego powoli, ale śmiało, i nie patrząc mu w oczy, kucnęłam przy nim. Siedziałam tak przez chwilę, aż się uspokoił, chodź nie przestał warczeć. Chciałam już wyjść, ale przy wstawaniu potrąciłam jakąś szufladkę. Leżała w niej tylko jedna rzecz: Pamiętnik. Pamiętnik mojego wroga. Szybko, nie myśląc wiele, wyciągnęłam go i otworzyłam. Niektóre fragmenty były nawet ciekawe...Niestety moja radość nie trwała długo. W drzwiach pojawiła się rozwścieczona dziewczyna. Gdy mnie zobaczyła odjęło jej mowę.
- Spróbuj...!-krzyknęła, zabierając książkę.
- Szukasz plotkary?-odpowiedziałam zaczepnie.-Nie tu.
- Hej!-krzyknęłam. Dziewczyna nie reagowała.-Zwolnij trochę miejsca!-widziałam wyraźnie, jak prychnęła w moją stronę, ale zwolniła i przeniosła się na drugą stronę toru. Pogłaskałam po pysku Florę, którą postanowiłam wziąść do tego zadania, i zaprowadziłam ją na środek. Poprawiłam rutynowo popręg, wskoczyłam w siodło i spojrzałam na tor do crossu. Ustawiłam się w najlepszej pozycji do startu. Zaczęłam zdecydowanym kłusem, ale na prostej szybko przeszłam do galopu. Złapałam rytm niemalże natychmiast, chodź bieg klaczy był na początku nieco chwiejny. Czułam wiatr we włosach, świat zawirował w krystalicznej bieli. To uczucie było nie do porównania, a szło mi zdecydowanie lepiej niż wczoraj. Zbliżyłyśmy się do pierwszej przeszkody, stacjonaty, za którą konie nie przepadały. Ale dzięki pomocom Flora przeskoczyła ją gładko, niemalże lecąc w powietrzu. Z kolejną, oxerem, było gorzej, bo zahaczyła o nią nogą. Następne, corner i hyrda, poszły gładko. Teraz przymierzyłam się do ostatniej, rowu wodnego. Skręciłam konia i pospieszyłam klacz zdecydowanie. Tempo stawało się coraz szybsze. I nagle odbiła się ona od ziemi, lądując po drugiej stronie przeszkody. Wykonałam na koniec woltę, dzięki czemu wierzchowiec zwolnił i mogłam go zatrzymać niedaleko miejsca startu.
- Brawo-pochwaliłam ją cicho, klepiąc i głaszcząc po szyi. Flora była posłuszną klaczą, ale ufała też ludziom. Sprowadziłam ją z toru, zapominając prawie o Lauren. Reszta dnia minęła mi na zabawie z Kłem.
~Kolejnego dnia~
Jak zwykle poranna toaleta i śniadanie. Poszłam na górę przygotować się do jazdy, gdy z pokoju Lauren usłyszałam niepokojące odgłosy. Postanowiłam to sprawdzić. Uchyliłam lekko drzwi jej pokoju. Był pusty, ale w kącie coś się czaiło. W tym momencie na środek pomieszczenia wyskoczył pies beagle, pokazując kły. Z westchnieniem podeszłam do niego powoli, ale śmiało, i nie patrząc mu w oczy, kucnęłam przy nim. Siedziałam tak przez chwilę, aż się uspokoił, chodź nie przestał warczeć. Chciałam już wyjść, ale przy wstawaniu potrąciłam jakąś szufladkę. Leżała w niej tylko jedna rzecz: Pamiętnik. Pamiętnik mojego wroga. Szybko, nie myśląc wiele, wyciągnęłam go i otworzyłam. Niektóre fragmenty były nawet ciekawe...Niestety moja radość nie trwała długo. W drzwiach pojawiła się rozwścieczona dziewczyna. Gdy mnie zobaczyła odjęło jej mowę.
- Spróbuj...!-krzyknęła, zabierając książkę.
- Szukasz plotkary?-odpowiedziałam zaczepnie.-Nie tu.
<Lauren? Nie obraź sięXD Masz związane ręceXD>
czwartek, 29 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
Westchnęłam cicho i sięgnęłam po miotłe. Wyszłam na plac i pozaniatałam przy koniowiązie. Wpadł na mnie Cristian.
-Hej Lauren-uśmiechnął się-gratuluję źrebaka
-Dzięki-odwzajemniłam gest-Dobrze, że to nie mój pierwszy źrebak, bo mam dużo na głowie a jeszcze szukanie rozwiązań po encyklopediach i internecie mi się nie uśmiecha, a po Apperitivie już wiem co robić
-Jalbyś nie miała czasu to jestem do dyspozycji. Opiekowałem się wieloma źrebakami od kiedy skończyłem siedem lat-wyszczerzył się i poszedł w swoją stronę.
Na całe wydarzenie obserwowała Agnes, a ja po prostu wyminęłam ją i weszłam do boksu Apperitiva.
-Hej maleńki-szepnęłam i podałam siwemy marchew.-jedziemy dzisiaj w teren? Pojeździmy cross a potem spacerek-dodałam i po zapięciu kantaru wyprowadziłam go z boksu. Powoli i starannie go wyczyściłam po czym osiodłałam. Podprowadziłam Apperitiva do schodków. Podążyliśmy na tor crossowy. Chwilę postępowałam obok niego, potem ruszyłam galopem. Przeskoczyłam nieduży rw z wodą i dostrzegłam Agnes, jtóra bajwyraźniej też chciała poćwiczyć cross.
-Jeszcze jej tu brakowało... Dlaczego ona wszędzie za mną łazi?-pomyślałam
Agnes? :3
-Hej Lauren-uśmiechnął się-gratuluję źrebaka
-Dzięki-odwzajemniłam gest-Dobrze, że to nie mój pierwszy źrebak, bo mam dużo na głowie a jeszcze szukanie rozwiązań po encyklopediach i internecie mi się nie uśmiecha, a po Apperitivie już wiem co robić
-Jalbyś nie miała czasu to jestem do dyspozycji. Opiekowałem się wieloma źrebakami od kiedy skończyłem siedem lat-wyszczerzył się i poszedł w swoją stronę.
Na całe wydarzenie obserwowała Agnes, a ja po prostu wyminęłam ją i weszłam do boksu Apperitiva.
-Hej maleńki-szepnęłam i podałam siwemy marchew.-jedziemy dzisiaj w teren? Pojeździmy cross a potem spacerek-dodałam i po zapięciu kantaru wyprowadziłam go z boksu. Powoli i starannie go wyczyściłam po czym osiodłałam. Podprowadziłam Apperitiva do schodków. Podążyliśmy na tor crossowy. Chwilę postępowałam obok niego, potem ruszyłam galopem. Przeskoczyłam nieduży rw z wodą i dostrzegłam Agnes, jtóra bajwyraźniej też chciała poćwiczyć cross.
-Jeszcze jej tu brakowało... Dlaczego ona wszędzie za mną łazi?-pomyślałam
Agnes? :3
Od Agnes CD. Lauren
Oglądałam wiele koni na targu, ale jakoś nie czułam pociągu do żadnego.
- Nie, raczej nie-odparłam szybko.
- W takim razie jedziemy do akademii-uśmiechnęła się kobieta, patrząc na klacz, którą Lauren wprowadzała do przyczepy. Nie zastanawiałam się nad tym. Otworzyłam drzwi szoferki i usiadłam na swoim miejscu z tyłu, wpatrując się w oświetloną tablicę rozdzielczą auta. Właścicielka akademii przekręciła kluczyk, rozległo się charakterystyczne warknięcie i pojazd odjechał z placu. Za nami koń zarżał cicho.
- Cieszysz się ze źrebaka?-spytała cicho kobieta, ale na tyle głośno, bym to usłyszała.
- Tak-odparła zadowolona Lauren. W tym momencie mnie zatkało. ,,Źrebię? Dla kogoś, kto nigdy nie miał w ręku płodu, nie zajmował się źrebakiem, nie zajeżdżał w najmniejszym aspekcie młodego konia? Nie zazdroszczę temu źrebięciu..."-pomyślałam. Lecz po co tu przyjechałam? By się szkolić, więc nie mogę narzekać na problemy innych. Nie zastanawiałam się też nad przyszłością. Żyłam chwilą. W tym momencie zauważyłam, że dojechaliśmy na miejsce. Zapadał już zmrok, zapaliły się pierwsze światła gwiazd na niebie, które przysłonił welon chmur. Mimo skąpego ubrania, nie odczuwałam zimna. Zaczęło prószyć śniegiem, więc poszłam do siebie. Położyłam się do łóżka i momentalnie zamknęłam oczy.
~Rano~
Po śniadaniu miałam posprzątać razem z Lauren mniejszą stajnię. Zegarek wskazywał dopiero 4.45. Dziewczyna przyszła pięć minut później i nie wyglądała na szczęśliwą. Wzięłam beznamiętnie miotłę i w milczeniu zaczęłam wymiatać siano z korytarza.
<Lauren? Braku wenus+przeziębienie>
- Nie, raczej nie-odparłam szybko.
- W takim razie jedziemy do akademii-uśmiechnęła się kobieta, patrząc na klacz, którą Lauren wprowadzała do przyczepy. Nie zastanawiałam się nad tym. Otworzyłam drzwi szoferki i usiadłam na swoim miejscu z tyłu, wpatrując się w oświetloną tablicę rozdzielczą auta. Właścicielka akademii przekręciła kluczyk, rozległo się charakterystyczne warknięcie i pojazd odjechał z placu. Za nami koń zarżał cicho.
- Cieszysz się ze źrebaka?-spytała cicho kobieta, ale na tyle głośno, bym to usłyszała.
- Tak-odparła zadowolona Lauren. W tym momencie mnie zatkało. ,,Źrebię? Dla kogoś, kto nigdy nie miał w ręku płodu, nie zajmował się źrebakiem, nie zajeżdżał w najmniejszym aspekcie młodego konia? Nie zazdroszczę temu źrebięciu..."-pomyślałam. Lecz po co tu przyjechałam? By się szkolić, więc nie mogę narzekać na problemy innych. Nie zastanawiałam się też nad przyszłością. Żyłam chwilą. W tym momencie zauważyłam, że dojechaliśmy na miejsce. Zapadał już zmrok, zapaliły się pierwsze światła gwiazd na niebie, które przysłonił welon chmur. Mimo skąpego ubrania, nie odczuwałam zimna. Zaczęło prószyć śniegiem, więc poszłam do siebie. Położyłam się do łóżka i momentalnie zamknęłam oczy.
~Rano~
Po śniadaniu miałam posprzątać razem z Lauren mniejszą stajnię. Zegarek wskazywał dopiero 4.45. Dziewczyna przyszła pięć minut później i nie wyglądała na szczęśliwą. Wzięłam beznamiętnie miotłę i w milczeniu zaczęłam wymiatać siano z korytarza.
<Lauren? Braku wenus+przeziębienie>
środa, 28 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
-Wprowadź proszę Flavie do przyczepy, ja jeszcze porozmawiam-uśmiechnęła się mama, a mniej więcej 30-letnia kobieta podała mi kantar oraz uwiąz
-Taki gratis dla was-powiedziała i wróciła do rozmowy z mamą. Kantar i uwiąz to najprawdopodobniej zestaw. Ma ładny czerwono-bordowy kolor z białym futerkiem na nachrapniku i na potylicy. Podeszłam powoli do klaczy i ostrożnie założyłam kantar. Nie byłam przekonana czy to dobry pomysł. Mama nawet nie może spróbować na nią wsiąść bo klacz może praktycznie w każdej chwili urodzić. podprowadziłam ja do przyczepy mając nadzieję, że żadnych dramatów nie będzie. Na szczęście obyło się bez pomocy. Pogłaskałam Flavie po nosie i wyszłam z przyczepy dokładnie ja zamykając.
-Gotowe-podeszłam do mamy-jest w przyczepie
-Ja też już skończyłam, wiesz może gdzie jest Agnes?-rozejrzała się dookoła a dziewczyna wyłoniła się z tłumu-w samą porę-uśmiechnęła się moja rodzicielka a ja przewróciłam oczami.-Chcecie jeszcze gdzieś podejść?
-Ja nie-Agnes szybko odpowiedziała
-Ja muszę kupić nowy zestaw szczotek!-przypomniałam sobie
-A co się stało ze starymi?-mama nie ukrywała zdziwienia
-Dla źrebaka. Przecież ma się urodzić już niedługo-powiedziałam i pobiegłam w stronę straganu ze szczotkami. Wróciłam z małą skrzynką wyglądającą, jakby pospadały na niąpuszki z farbą.
-Gustowna skrzynka-skomentowała rozpromieniona mama.-Agnes, a tobie żaden koń nie przypadł do gustu?-zapytała
-Taki gratis dla was-powiedziała i wróciła do rozmowy z mamą. Kantar i uwiąz to najprawdopodobniej zestaw. Ma ładny czerwono-bordowy kolor z białym futerkiem na nachrapniku i na potylicy. Podeszłam powoli do klaczy i ostrożnie założyłam kantar. Nie byłam przekonana czy to dobry pomysł. Mama nawet nie może spróbować na nią wsiąść bo klacz może praktycznie w każdej chwili urodzić. podprowadziłam ja do przyczepy mając nadzieję, że żadnych dramatów nie będzie. Na szczęście obyło się bez pomocy. Pogłaskałam Flavie po nosie i wyszłam z przyczepy dokładnie ja zamykając.
-Gotowe-podeszłam do mamy-jest w przyczepie
-Ja też już skończyłam, wiesz może gdzie jest Agnes?-rozejrzała się dookoła a dziewczyna wyłoniła się z tłumu-w samą porę-uśmiechnęła się moja rodzicielka a ja przewróciłam oczami.-Chcecie jeszcze gdzieś podejść?
-Ja nie-Agnes szybko odpowiedziała
-Ja muszę kupić nowy zestaw szczotek!-przypomniałam sobie
-A co się stało ze starymi?-mama nie ukrywała zdziwienia
-Dla źrebaka. Przecież ma się urodzić już niedługo-powiedziałam i pobiegłam w stronę straganu ze szczotkami. Wróciłam z małą skrzynką wyglądającą, jakby pospadały na niąpuszki z farbą.
-Gustowna skrzynka-skomentowała rozpromieniona mama.-Agnes, a tobie żaden koń nie przypadł do gustu?-zapytała
Agniuuu? xD
Od Agnes CD. Lauren
Podeszłam do pani Cory i Lauren, które właśnie oglądały pewną klacz w ciąży. Wizyta na targu była ciekawa, ale szczerze mówiąc, zaczynało mi się tu nudzić.
- O, witaj, Agnes.-matka szturchnęła córkę, która mruknęła tylko:
- Cześć-i odwróciła się do płotu, wpatrując się w kłusującą klacz. Pani Cora zwróciła się do mnie:
- Słyszałam, że jeździsz razem z Lauren. Jak idzie ci z twoją Lirą?-,,Twoją"-to słowo rozbrzmiało mi w uszach głośnym echem. Przymknęłam oczy, ale odpowiedziałam:
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jesteśmy na dobrej drodze-uśmiechnęłam się i odeszłam w swoją stronę, ginąc w kolorowym tłumie przechodniów i straganów. Skądś dobiegały odgłosy zawziętej licytacji, a zewsząd napływała para z oddechów koni i ludzi. Przedzierają się przez tłum natrafiłam na niewielki sklep-aptekę. Kupiłam zapas suszonych ziół dla Liry. Włożyłam paczkę do torby, po czym skierowałam się do miejsca, w którym ostatnio widziałam Lauren i jej mamę. Dziwiło mnie to, że tak miła kobieta może mieć tak złośliwą następczynię. To, że jeździ dobrze, to nie wszystko. Wciąż tam stały, a pani Cora rozmawiała z jakimś mężczyzną. Dziewczyna oparta o płot rozglądała się wokoło, gdy mnie zauważyła. Jej twarz od razu stężała, lecz nie zwróciła na mnie uwagi. Postanowiłam posłuchać rozmowy jej matki.
<Lauren? Długość nie za dobra, ale nie wiedziałam, czy kupujecie Flavie>
- O, witaj, Agnes.-matka szturchnęła córkę, która mruknęła tylko:
- Cześć-i odwróciła się do płotu, wpatrując się w kłusującą klacz. Pani Cora zwróciła się do mnie:
- Słyszałam, że jeździsz razem z Lauren. Jak idzie ci z twoją Lirą?-,,Twoją"-to słowo rozbrzmiało mi w uszach głośnym echem. Przymknęłam oczy, ale odpowiedziałam:
- Musimy jeszcze trochę poćwiczyć, ale jesteśmy na dobrej drodze-uśmiechnęłam się i odeszłam w swoją stronę, ginąc w kolorowym tłumie przechodniów i straganów. Skądś dobiegały odgłosy zawziętej licytacji, a zewsząd napływała para z oddechów koni i ludzi. Przedzierają się przez tłum natrafiłam na niewielki sklep-aptekę. Kupiłam zapas suszonych ziół dla Liry. Włożyłam paczkę do torby, po czym skierowałam się do miejsca, w którym ostatnio widziałam Lauren i jej mamę. Dziwiło mnie to, że tak miła kobieta może mieć tak złośliwą następczynię. To, że jeździ dobrze, to nie wszystko. Wciąż tam stały, a pani Cora rozmawiała z jakimś mężczyzną. Dziewczyna oparta o płot rozglądała się wokoło, gdy mnie zauważyła. Jej twarz od razu stężała, lecz nie zwróciła na mnie uwagi. Postanowiłam posłuchać rozmowy jej matki.
<Lauren? Długość nie za dobra, ale nie wiedziałam, czy kupujecie Flavie>
wtorek, 27 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
Skrzywiłam się. Miałam nadzieję, ze sobie odpuści...
-Za pół godziny przy domu mojej mamy-warknęłam a mina dziewczyny zdawała się pytać "jakiej mamy?"-Pani Cora to moja mama-dodałam i odeszłam.
Przebrałam się w ciepłe ocieplane legginsy, ładną zimową sukienkę i czarny płaszcz. Na głowę ubrałam nową czapkę z pomponem i wyszłam z pokoju zostawiając Badżiego z miską karmy. Pod domem mojej mamy czekała już Agnes i rozmawiała z właścicielką akademii.
-W jakim celu jedziemy na targ mamo?-zapytałam
-Chciałam obejrzeć konie i może jakiegoś kupić, tym razem dla siebie-ta odpowiedź wywołała na mojej twarzy uśmiech. Mama jest świetna w ujeżdżeniu i jestem pewna, że gdyby miała odpowiedniego konia to w zawodach stawałaby na podium.
-A po co bierzemy Agnes-powiedziałam nie zwracając uwagi, że stoi tu razem z nami
-Może też jakiś koń wpadnie jej w oko-posłała uśmiech w naszą stronę-Wskakujcie do auta.
Kiedy dotarliśmy na targ od razu skierowałam się na dział sprzętu jeździeckiego. Skończyło się na kupnie nowego wędzidła i ochraniaczy do nowego czapraka. Poszłam poszukać mamy i Agnes co nie było trudne. Agnes była wpatrzona w stado koni a mama rozmawiała z jakąś kobietą i.. Ona chyba właśnie kupiła konia! Podbiegłam do niej.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się-I jak mamo? Wybrałaś coś?-spojjrzałam na moją rodzicielką
-Tak, oto Flavie-wskazała na cudowną klacz. Była na prawdę ładna i miała piękny ruch ale..
-Ona jest w ciąży-powiedziała mama widząc jak patrzę na klacz.
-Serio chcesz mieć źrebaka?-spojrzałam na nią trochę zdziwiona.
-On będzie dla Ciebie uśmiechnęła się i właśnie wtedy podeszła Agnes
Agnes? xD
-Za pół godziny przy domu mojej mamy-warknęłam a mina dziewczyny zdawała się pytać "jakiej mamy?"-Pani Cora to moja mama-dodałam i odeszłam.
Przebrałam się w ciepłe ocieplane legginsy, ładną zimową sukienkę i czarny płaszcz. Na głowę ubrałam nową czapkę z pomponem i wyszłam z pokoju zostawiając Badżiego z miską karmy. Pod domem mojej mamy czekała już Agnes i rozmawiała z właścicielką akademii.
-W jakim celu jedziemy na targ mamo?-zapytałam
-Chciałam obejrzeć konie i może jakiegoś kupić, tym razem dla siebie-ta odpowiedź wywołała na mojej twarzy uśmiech. Mama jest świetna w ujeżdżeniu i jestem pewna, że gdyby miała odpowiedniego konia to w zawodach stawałaby na podium.
-A po co bierzemy Agnes-powiedziałam nie zwracając uwagi, że stoi tu razem z nami
-Może też jakiś koń wpadnie jej w oko-posłała uśmiech w naszą stronę-Wskakujcie do auta.
Kiedy dotarliśmy na targ od razu skierowałam się na dział sprzętu jeździeckiego. Skończyło się na kupnie nowego wędzidła i ochraniaczy do nowego czapraka. Poszłam poszukać mamy i Agnes co nie było trudne. Agnes była wpatrzona w stado koni a mama rozmawiała z jakąś kobietą i.. Ona chyba właśnie kupiła konia! Podbiegłam do niej.
-Dzień dobry-uśmiechnęłam się-I jak mamo? Wybrałaś coś?-spojjrzałam na moją rodzicielką
-Tak, oto Flavie-wskazała na cudowną klacz. Była na prawdę ładna i miała piękny ruch ale..
-Ona jest w ciąży-powiedziała mama widząc jak patrzę na klacz.
-Serio chcesz mieć źrebaka?-spojrzałam na nią trochę zdziwiona.
-On będzie dla Ciebie uśmiechnęła się i właśnie wtedy podeszła Agnes
Agnes? xD
Od Agnes CD. Lauren +trening Liry
Lauren skierowała Apperitiva na przeszkodę. Całe szczęście, że przeskoczył ją gładko i szybko. Wyglądało na to, że mu się podoba i tworzą zgraną parę. ,,Ciekawe, czy jest taki sam, jak ona, skoro tak dobrze się dogadują"-pomyślałam. Przyszła moja kolej, ale Lira mimo niedawno podanych jej środków była niespokojna i za żadne skarby świata nie chciała czy też nie mogła skupić się na treningu. Nieustannie rżała i ciągnęła w stronę wyjścia, dlatego ledwo udawało mi się normalnie na niej jeździć. Ale w sumie nie było się czemu dziwić-terapia ziołami działa dopiero po wielokrotnym i regularnym podawaniu. Nie pomagał też Pegaz, którego rozpaczliwe, chodź odległe odezwy rozlegały się po całej akademii. Stanowczo pociągnęłam wodze i kopnęłam ją mocniej łydkami. Klacz niechętnie pokłusowała przez halę. Z całej siły skupiłam się na jeździe i na zakręcie usiadłam w siodle. Zadziałało, chodź tylko na kilka sekund, bo po tym czasie Lira znów zwolniła i szarpnęła głową do bramy.
- Spokojnie, skup się-powiedziałam do niej i skierowałam ją znowu na tor. Tym razem zagalopowała prawidłowo z prawej nogi. Do przeszkody zostało nam już tylko kilka metrów, lecz jak na złość źrebak znów dał o sobie znać, a niepohamowany matczyny instynkt spowodował, że klacz zarżała jeszcze głośniej i skręciła tuż przed stacjonatą. Noga wypadła mi ze strzemienia, ale udało mi się ją tuż przed wyjściem wciągnąć z powrotem. Lira otrzymała lekkiego bata. Trenerka wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że powinnam zapanować nad koniem, lecz nie miałam ochoty robić tego tą metodą. Postanowiłam próbować do skutku. Ponownie zawróciłam na trasę, zagalopowałam. Czułam pod sobą bieg klaczy, równy i dość opanowany. W jednym momencie ciało wierzchowca znalazło się nad przeszkodą, a przednie kopyta wylądowały po drugiej stronie wzniecając chmurę pyłu. Pochwaliłam ją, głaszcząc po szyi. Reszta treningu przebiegła w miarę dobrze, nie licząc paru wpadek. Spocona, podobnie jak Lira, wyszłam z hali. Nasze oddechy zamieniały się w parę, a kryształki lodu osiadały na mojej kurtce. Za mną szła Lauren z Apperitivem. Siłą woli powstrzymałam się, by się odwrócić. Obok mnie truchtał radośnie Kieł, co raz liżąc leżący obok drogi śnieg. Pogłaskałam go po głowie i odprowadziłam klacz do stajni. Lira od razu zaczęła panicznie rozglądać się za swoim dzieckiem, i próbowała przecisnąć pysk przez pręty. Westchnęłam ciężko. Wyglądało na to, że uwagi Liry nie da się odwrócić pracą. ,,Może jeśli nie będzie z nim przebywać cały czas spędzony w stajni, to stopniowo o nim zapomni...?"-pomyślałam, mając nadzieję, że to się sprawdzi. A do tego czasu musiałam zaufać lekom. Przetarłam ją jeszcze słomą i pozostawiłam w boksie, by ochłonęła. Wtedy pojawiła się znowu Lauren. Wzdychając, zamknęłam drzwi i skierowałam się do wyjścia, by ją wyminąć. Zanim jednak to zrobiłam, zabrzmiało mi w uszach wypowiedziane z pretensją pytanie:
- Jedziesz z nami na ten targ, czy nie?-Odwróciłam się i milczałam chwilę. W sumie, i tak nie miałam nic do roboty.
- Okey, idę.
- Spokojnie, skup się-powiedziałam do niej i skierowałam ją znowu na tor. Tym razem zagalopowała prawidłowo z prawej nogi. Do przeszkody zostało nam już tylko kilka metrów, lecz jak na złość źrebak znów dał o sobie znać, a niepohamowany matczyny instynkt spowodował, że klacz zarżała jeszcze głośniej i skręciła tuż przed stacjonatą. Noga wypadła mi ze strzemienia, ale udało mi się ją tuż przed wyjściem wciągnąć z powrotem. Lira otrzymała lekkiego bata. Trenerka wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że powinnam zapanować nad koniem, lecz nie miałam ochoty robić tego tą metodą. Postanowiłam próbować do skutku. Ponownie zawróciłam na trasę, zagalopowałam. Czułam pod sobą bieg klaczy, równy i dość opanowany. W jednym momencie ciało wierzchowca znalazło się nad przeszkodą, a przednie kopyta wylądowały po drugiej stronie wzniecając chmurę pyłu. Pochwaliłam ją, głaszcząc po szyi. Reszta treningu przebiegła w miarę dobrze, nie licząc paru wpadek. Spocona, podobnie jak Lira, wyszłam z hali. Nasze oddechy zamieniały się w parę, a kryształki lodu osiadały na mojej kurtce. Za mną szła Lauren z Apperitivem. Siłą woli powstrzymałam się, by się odwrócić. Obok mnie truchtał radośnie Kieł, co raz liżąc leżący obok drogi śnieg. Pogłaskałam go po głowie i odprowadziłam klacz do stajni. Lira od razu zaczęła panicznie rozglądać się za swoim dzieckiem, i próbowała przecisnąć pysk przez pręty. Westchnęłam ciężko. Wyglądało na to, że uwagi Liry nie da się odwrócić pracą. ,,Może jeśli nie będzie z nim przebywać cały czas spędzony w stajni, to stopniowo o nim zapomni...?"-pomyślałam, mając nadzieję, że to się sprawdzi. A do tego czasu musiałam zaufać lekom. Przetarłam ją jeszcze słomą i pozostawiłam w boksie, by ochłonęła. Wtedy pojawiła się znowu Lauren. Wzdychając, zamknęłam drzwi i skierowałam się do wyjścia, by ją wyminąć. Zanim jednak to zrobiłam, zabrzmiało mi w uszach wypowiedziane z pretensją pytanie:
- Jedziesz z nami na ten targ, czy nie?-Odwróciłam się i milczałam chwilę. W sumie, i tak nie miałam nic do roboty.
- Okey, idę.
<Lauren? Co tam przygotowałaś?:3>
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
Parsknęłam śmiechem.
-Spokojniejsza? Ha! Ty nie widzisz, jaka ona jest spokojna? Chcesz ją otumanić?-Powiedziałam z oskarżycielskim tonem a Agnes tylko coś mruczała pod nosem. Teraz mi się przypomniało, że mama chciała zabrać Agnes i mnie na targ... Miałam się zapytać.
-Mama się pyta, czy chcesz jechać na targ zobaczyć konie...-powiedziałam cicho z nadzieją, że nie usłyszy, ale jednak..
-Na targ? Nie wiem.. Dam Ci odpowiedź po jeździe popołudniowej..-odpowiedziała.
Przebiegłam przez stajnię jak burza z nowym zestawem dla Apperitiva, po drodze spojrzałam na rozpiskę-jazda z panią Laurą. Weszłam do boksu mojego siwego wierzchowca i zaczęłam go pospiesznie czyścić. Szybko go osiodłałam i odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że się nie spóźnię.
Weszłam na halę i dopięłam popręg. Agnes na Lirze już stępowała, a pani Laura ustawiała ponad metrowy okser, na którego widok bardzo się rozpromieniłam.
Rozgrzewka przed skokami za nami, teraz czas na najlepsze.
-Lauren, ty pierwsza-uśmiechnęła się trenerka a ja pogalopowałam na przeszkodę.
Agnes? Ale mam bezwen xD
-Spokojniejsza? Ha! Ty nie widzisz, jaka ona jest spokojna? Chcesz ją otumanić?-Powiedziałam z oskarżycielskim tonem a Agnes tylko coś mruczała pod nosem. Teraz mi się przypomniało, że mama chciała zabrać Agnes i mnie na targ... Miałam się zapytać.
-Mama się pyta, czy chcesz jechać na targ zobaczyć konie...-powiedziałam cicho z nadzieją, że nie usłyszy, ale jednak..
-Na targ? Nie wiem.. Dam Ci odpowiedź po jeździe popołudniowej..-odpowiedziała.
Przebiegłam przez stajnię jak burza z nowym zestawem dla Apperitiva, po drodze spojrzałam na rozpiskę-jazda z panią Laurą. Weszłam do boksu mojego siwego wierzchowca i zaczęłam go pospiesznie czyścić. Szybko go osiodłałam i odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że się nie spóźnię.
Weszłam na halę i dopięłam popręg. Agnes na Lirze już stępowała, a pani Laura ustawiała ponad metrowy okser, na którego widok bardzo się rozpromieniłam.
Rozgrzewka przed skokami za nami, teraz czas na najlepsze.
-Lauren, ty pierwsza-uśmiechnęła się trenerka a ja pogalopowałam na przeszkodę.
Agnes? Ale mam bezwen xD
Czaprak Apperitiva |
Od Agnes CD. Lauren+trening Liry
Jeśli chce tak z nim postępować, dobrze. Dowodzi to tylko, że nie jest warta krzty zainteresowania. ,,To nie jest jazda konna. Tu nie o to chodzi" Niemniej, byłam wściekła. Jak ona śmie...?! Gdy zaczęła podążać w stronę wyjścia, rozum stracił panowanie nad sytuacją. Kilkoma krokami znalazłam się na wprost niej i chwyciłam ją mocno za ramię, wbijając ze złości paznokcie.
- Jeśli mnie nie znasz...To mnie nie oceniaj-powiedziałam z zimnym naciskiem, patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna wyszarpnęła rękę z mojego uścisku i oddaliła się w pośpiechu. Prychnęłam i poszłam do swojego pokoju. Sięgnęłam na półkę z książkami i wyjęłam z niej dzieło o medycynie naturalnej dla koni. Zaczęłam wertować kartki w poszukiwaniu jakiegoś środka.
,,Chmiel znany jest głównie jako ziele uspokajające [...]", ,,Na podniecone i nerwowe konie olejek lawendowy działa podobnie uspokajająco jak na ludzi", ,,Z pomocą kozłka lekarskiego zapanujesz nad stresem spowodowanym zawodami, zmianą stajni czy właściciela lub opiekuna.", ,,Jeśli koń jest narażony na stres, okazuje niepokój lub napięcie, uspokoisz go rumiankiem"
Uznałam, że dla Liry najbardziej odpowiedni będzie Kozłek lekarski. Postanowiłam dodać jeszcze trochę rumianku, ale nie chciała za bardzo kombinować. Mama uczyła mnie używania różnych leków, ale nie miałam bladego pojęcia o ich kombinacjach. Zebrałam potrzebne składniki i ruszyłam do stajni w której znajdowała się klacz. Stała w boksie, a tuż obok w sąsiednim jej źrebak-Pegaz. Lira nieustannie na niego spoglądała, ale wyglądało na to, że jest już przyzwyczajona do tej sytuacji. Otworzyłam drzwi boksu i weszłam do środka. Poklepała ją przyjaźnie i szepnęłam:
- Cześć, kochana. Z twoim małym wszystko dobrze-Najpierw obejrzałam ją w poszukiwaniu jakichś ran czy stanów zapalnych, ale nic nie znalazłam. Przeszłam więc do paszarni i wyjęłam kozłek lekarski z suszonym rumiankiem. Pokropiłam kromkę chleba płynem z kozłka, a rumianek podałam z suszonymi kwiatami. Lira najpierw obwąchała jedzenie, ale po chwili dobrała się do rumianku z chęcią. Dzięki temu będzie spokojniejsza na jeździe i trochę się odpręży-pomyślałam z zadowoleniem. W tym momencie do stajni weszła Lauren. Zlustrowała mnie i klacz wzrokiem, i nagle krzyknęła:
- Co ty robisz?! Chcesz ją otruć!?-Wyrwała mi z ręki woreczek (na szczęście pusty) i cisnęła go na podłogę.
- Ej!-kopnęłam ją lekko w piszczel i zamknęłam zasuwę boksu.-Do twojej wiadomości, to staram się jej pomóc!-Dziewczyna wpatrywała się we mnie z nienawiścią. ,,Przemądrzalec"-przyszło mi do głowy.
- Ha! Jasne!-w jej głosie wyraźnie było słychać niedowierzanie-Więc co to ma niby być?!
- Kozłek lekarski i rumianek-odpowiedziałam prosto i z wyższością.-Dzięki temu będzie spokojniejsza.-Odwróciłam się na pięcie do klaczy i pogłaskałam ją, podczas gdy zebrała pyskiem kawałek chleba nasączonego lekiem.
<Lauren? Tylko bez żadnych zatruć, plis...I nie ma sprawy, w pośpiechu wychodzą krótkie opowiadania>
niedziela, 25 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
Byłam wściekła. Nie dość, że zakłóca mi trening to jeszcze mnie będzie pewnie zaraz pouczać. Wiadome było, że nie wykrzyknęła "przestań" by mnie przeprosić. Byłam tak zdenerwowana, że ustawiłam przeszkodę, około 50 centymetrów i zanim Agnes zdążyła zareagować wsiadłam na mojego izabelowatego wierzchowca i pogalopowałam na przeszkodę. Koń próbował chyba wszystkiego, szarpał się, zaczynał brykać, i tak dalej. Za wszystko dostawał lekkim batem w łopatkę. Chyba się poddał, bo przeskoczył niską stacjonatę i ta całkiem dobrze. Poklepałam go i podjechałam kłusem do wpatrzonej w nas Agnes.
-Wszystko można zrobić.-powiedziiałam z wyższością i zadowoleniem z osiągnięcia.-Każdy koń chce się wymigać od cięższej pracy-parsknęłam i zsiadłam z konia. Podałam mu marchew i poluzowałam popręg-A te twoje bajki o magicznych porozumieniach to możesz opowiadać dzieciom z klubu kucyka.-dodałam i skierowałam się do wyjścia z hali.
-Wszystko można zrobić.-powiedziiałam z wyższością i zadowoleniem z osiągnięcia.-Każdy koń chce się wymigać od cięższej pracy-parsknęłam i zsiadłam z konia. Podałam mu marchew i poluzowałam popręg-A te twoje bajki o magicznych porozumieniach to możesz opowiadać dzieciom z klubu kucyka.-dodałam i skierowałam się do wyjścia z hali.
Agens? Wybacz, że teraz takie krótkie :c
Od Agnes CD. Lauren
Nauczyciel, który pracował z dziećmi z klubu kucyka, poprosił mnie o
przyniesienie paru drągów. Znalazłam je w hali obok. Ku memu zdumieniu
ktoś już tam był; Lauren. Ugh-westchnęłam i poczłapałam po wyposażenie,
ale zatrzymałam się i postanowiłam popatrzeć na jej trening z siwym
wałachem, tym samym, którego widziałam na pastwisku. Dziewczyna parę
razy kierowała go na przeszkodę z drąga, ale koń opierał się i zarzucał
łbem, za co był karcony batem. Wyglądał, jakby się tego bał. Skrzywiłam
się lekko na ten widok. ,,Wszyscy myślą, że konia da się zmusić.
Nieważne do czego, nie uda się im. Z koniem się rozmawia, a nie
krzyczy", pouczała mnie mama. A teraz widziałam skutki na własne oczy.
- Muszę mu załatwić inne wędzidło...-mruknęła dziewczyna. Dosłownie zdębiałam na tę uwagę. ,,Po co tu przyszłaś? Ruchy" upomniałam się w myślach i szybko zebrałam potrzebne drągi. Nagle usłyszałam końskie rżenie pochodzące od wierzchowca Lauren. Jego właścicielka trzasnęła go porządnie batem, gdy kolejny raz oparł się przed przeszkodą. Była wściekła. Z drżących rąk wypadły mi drągi. Nie byłam w stanie patrzeć, jak to ich obu niszczy. Czułam niemal fizyczny ból.
- Przestań!-krzyknęłam. Przez chwilę wydawało mi się, że nie usłyszała, lecz gdy już opanowała konia, spiorunowała mnie wzrokiem. Przełożyła nogę ze strzemienia i zeskoczyła z wierzchowca. Stąpając stanowczo ruszyła w moją stronę. Nie wiedziałam, jak mam to jej wytłumaczyć.
- Co?-spytała. Milczałam przez moment.
- Chciałam przeprosić cię za to, co stało się dziś rano na hali-odparłam chłodno tonem zupełnie niepodobnym do przeprosin. Nie przepadałam za nią.
<Lauren?>
- Muszę mu załatwić inne wędzidło...-mruknęła dziewczyna. Dosłownie zdębiałam na tę uwagę. ,,Po co tu przyszłaś? Ruchy" upomniałam się w myślach i szybko zebrałam potrzebne drągi. Nagle usłyszałam końskie rżenie pochodzące od wierzchowca Lauren. Jego właścicielka trzasnęła go porządnie batem, gdy kolejny raz oparł się przed przeszkodą. Była wściekła. Z drżących rąk wypadły mi drągi. Nie byłam w stanie patrzeć, jak to ich obu niszczy. Czułam niemal fizyczny ból.
- Przestań!-krzyknęłam. Przez chwilę wydawało mi się, że nie usłyszała, lecz gdy już opanowała konia, spiorunowała mnie wzrokiem. Przełożyła nogę ze strzemienia i zeskoczyła z wierzchowca. Stąpając stanowczo ruszyła w moją stronę. Nie wiedziałam, jak mam to jej wytłumaczyć.
- Co?-spytała. Milczałam przez moment.
- Chciałam przeprosić cię za to, co stało się dziś rano na hali-odparłam chłodno tonem zupełnie niepodobnym do przeprosin. Nie przepadałam za nią.
<Lauren?>
Od Lauren CD. Agnes
Przejście między pastwiskami na którym się znajdowałyśmy było dość wąskie, więc zmuszona byłam odezwać się do Agnes.
-Przesuń się-powiedziałam z nutą wyższości w głosie. Mimo wszystko jednak nie zauważyłam, by dziewczyna zrobiła mi miejsce. Przeskoczyłam więc ogrodzenie i podeszłam do Pegaza. Złapałam go za kantar i wyszłam z pastwiska. Wyczyściłam go i wpuściłam do boksu.
Wzięłam trochę filcu, wstążek, muliny oraz moją figurkę konia firmy Collecta. Na szafce mam całkiem dużą kolekcję modeli koni. Zapięłam Badżiemu szelki i razem z resztą spakowanych rzeczy wyszłam na dwór. W lesie znajdował się duży tor do agility. Odpięłam psa i usiadłam na ławce, biorąc się za robienie derki dla nowego modelu. Nawet się nie odwróciłam, a minęła godzina. Spakoałam figurki i zawołałam mojego wiernego towarzysza. Szliśmy przez las w kierunku akademii kiedy usłyszałam rżenie. Chwilę potem zza krzaków wyłonił się Batman... Ten kuc z klubu kucyka... Miał siodło i ogłowie, więc wsiadłam, a Badżi postanowił, że woli biegać za nami. Jechaliśmy spokojnie i już po kilku minutach byliśmy przy budynku stajni.
-Dobrze, że jesteś!-uradowała się moja mama-I masz Batmana.. Tylko teraz proszę cię, idź poszukać Agnes.. Pobiegła szukać Batmana, kiedy zauważyła, że ucieka.-dodała a ja trochę zrezygnowana zawróciłam i pogalopowałam w stronę lasu, po śladach zostawionych wcześniej przez Batmana. Po kilku minutach zauważyłam dziewczynę idącą wzdłuż śladów.
-Masz wracać! Złapałam Batmana-powiedziała i zawróciłam. Na prostej galop zmienił się w cwał. Nie chciałam dłużej rozmawiać z tą dziewczyną. Okropnie irytowało mnie jej podejście..
Wzięłam kuca jeszcze na karuzelę, by trochę ochłonął. Obserwowałam równe kroki kuca. Pamiętam, kiedy był jeszcze małym, rozbrykanym źrebięciem. Teraz to już doświadczony wierzchowiec i świetny nauczyciel. Odprowadziłam go do boksu i udałam się do Pegaza. Mam zamiar powtórzyć dzisiejszy trening. Szybko go osiodłałam i na hali po dopięciu popręgu wskoczyłam na jego grzbiet. Na początek ustawiłam jednego drąga. Kiedy minęło pięć minut stępa poćwiczyłam z nim wyciąganie i skracanie kroku w kłusie. Ponownie zrobiłam przerwę. Kiedy miałam znów ruszyć do kłusa na halę weszła Agnes. Na moje nieszczęście na drugiej odbywały się zajęcia. Ruszyłam do kłusa i skręciłam na drąga, tym razem całkowicie przygotowana. Chciał zejść na lewo, ale pacnęłam go bacikiem i teraz tylko rzucał głową na wszystkie strony. Zaraz przed drągiem bryknął lekko, więc ponownie go trzepnęłam, tym razem nieco mocniej. Pegaz nieco uspokoił się, ale dosłownie nad drągiem ponownie zaczął brykać. Omal bym nie spadła, ale tym razem kurczowo trzymałam się kolanami przygotowana na taką sytuację. Dostał batem, ale już nie w łopatkę, tylko za łydką. Skierowałam go na ścianę mimo, że Pegaz zdawał się udawać jakby żadnego wędzidła nie było. Na ścianie ponownie go zebrałam i po okrążeniu znowu skierowałam ona drąga. Tak jak poprzednim razem zaczął szarpać głową.
-Muszę mu załatwić inne wędzidło..-mruknęłam, ale na tyle głośno by Agnes to usłyszała.
-Przesuń się-powiedziałam z nutą wyższości w głosie. Mimo wszystko jednak nie zauważyłam, by dziewczyna zrobiła mi miejsce. Przeskoczyłam więc ogrodzenie i podeszłam do Pegaza. Złapałam go za kantar i wyszłam z pastwiska. Wyczyściłam go i wpuściłam do boksu.
Wzięłam trochę filcu, wstążek, muliny oraz moją figurkę konia firmy Collecta. Na szafce mam całkiem dużą kolekcję modeli koni. Zapięłam Badżiemu szelki i razem z resztą spakowanych rzeczy wyszłam na dwór. W lesie znajdował się duży tor do agility. Odpięłam psa i usiadłam na ławce, biorąc się za robienie derki dla nowego modelu. Nawet się nie odwróciłam, a minęła godzina. Spakoałam figurki i zawołałam mojego wiernego towarzysza. Szliśmy przez las w kierunku akademii kiedy usłyszałam rżenie. Chwilę potem zza krzaków wyłonił się Batman... Ten kuc z klubu kucyka... Miał siodło i ogłowie, więc wsiadłam, a Badżi postanowił, że woli biegać za nami. Jechaliśmy spokojnie i już po kilku minutach byliśmy przy budynku stajni.
-Dobrze, że jesteś!-uradowała się moja mama-I masz Batmana.. Tylko teraz proszę cię, idź poszukać Agnes.. Pobiegła szukać Batmana, kiedy zauważyła, że ucieka.-dodała a ja trochę zrezygnowana zawróciłam i pogalopowałam w stronę lasu, po śladach zostawionych wcześniej przez Batmana. Po kilku minutach zauważyłam dziewczynę idącą wzdłuż śladów.
-Masz wracać! Złapałam Batmana-powiedziała i zawróciłam. Na prostej galop zmienił się w cwał. Nie chciałam dłużej rozmawiać z tą dziewczyną. Okropnie irytowało mnie jej podejście..
Wzięłam kuca jeszcze na karuzelę, by trochę ochłonął. Obserwowałam równe kroki kuca. Pamiętam, kiedy był jeszcze małym, rozbrykanym źrebięciem. Teraz to już doświadczony wierzchowiec i świetny nauczyciel. Odprowadziłam go do boksu i udałam się do Pegaza. Mam zamiar powtórzyć dzisiejszy trening. Szybko go osiodłałam i na hali po dopięciu popręgu wskoczyłam na jego grzbiet. Na początek ustawiłam jednego drąga. Kiedy minęło pięć minut stępa poćwiczyłam z nim wyciąganie i skracanie kroku w kłusie. Ponownie zrobiłam przerwę. Kiedy miałam znów ruszyć do kłusa na halę weszła Agnes. Na moje nieszczęście na drugiej odbywały się zajęcia. Ruszyłam do kłusa i skręciłam na drąga, tym razem całkowicie przygotowana. Chciał zejść na lewo, ale pacnęłam go bacikiem i teraz tylko rzucał głową na wszystkie strony. Zaraz przed drągiem bryknął lekko, więc ponownie go trzepnęłam, tym razem nieco mocniej. Pegaz nieco uspokoił się, ale dosłownie nad drągiem ponownie zaczął brykać. Omal bym nie spadła, ale tym razem kurczowo trzymałam się kolanami przygotowana na taką sytuację. Dostał batem, ale już nie w łopatkę, tylko za łydką. Skierowałam go na ścianę mimo, że Pegaz zdawał się udawać jakby żadnego wędzidła nie było. Na ścianie ponownie go zebrałam i po okrążeniu znowu skierowałam ona drąga. Tak jak poprzednim razem zaczął szarpać głową.
-Muszę mu załatwić inne wędzidło..-mruknęłam, ale na tyle głośno by Agnes to usłyszała.
Agnes? xD
Od Agnes CD. Lauren
To, jak rzuciło mną, gdy Bounty przeszedł na zakręcie do galopu, nie
było zbyt przyjemne. Tuż po tym parę taktów rytmicznie podskakiwałam.
Długa przerwa nie wyszła mi na dobre. Nagle gdzieś we wspomnieniach
zajarzył mi się pewien obraz: Mój pierwszy galop. Niemalże mogłam poczuć
wiatr we włosach. Bałam się wtedy, ale strach natychmiast znikł.
Uczucia w tym chodzie nie dało się opisać. Ciało od razu znalazło
właściwy rytm na ujeżdżalni. Ścisnęłam kolanami siodło i przyjęłam
pozycję półsiadu. Lauren właśnie wykonywała koło. Skierowałam wałacha na
ścianę czworoboku. Może był trochę zbyt wolny, lecz zdecydowanie miał
wygodny i długi galop. Wtem z ogrodzenia zsunął się jakiś materiał,
kurtka lub coś podobnego tuż przed nami. Fakt, że koń zareagował
gwałtownie zarzucając łbem i rzucił się w dzikim tempie przez
ujeżdżalnię. Próbowałam zatrzymać go wszystkimi metodami, ale o sekundę
za późno. Bounty dosłownie wjechał na Apperitiva, który uskoczył mu z
drogi rżąc i prychając. Tymczasem wałach zatrzymał się i jak gdyby nigdy
nic przyglądał się siwkowi. Skarciłam go batem.
- Nic ci się nie stało?-pytała zaniepokojona trenerka dziewczyny, ale odpowiadała tylko pomrukami, miotając we mnie wściekłe spojrzenie. ,,Skoro od dziecka się nimi zajmuje, powinna wiedzieć, że każdy koń może się spłoszyć"-pomyślałam.
- Wystarczy na dziś. Odprowadźcie konie do stajni-powiedziała pani Sandra, wzdychając. Zsiadłam czym prędzej, by wyjść przed Lauren, ale jej chyba nigdzie się nie spieszyło. Odetchnęłam z ulgą i wprowadziłam Bount'yego do boksu. Rozsiodłałam go i przejechałam parę razy szczotką, po czym wyszłam i skierowałam się do pastwiska dla klaczy i źrebiąt. Cieszyłam się bardzo, że jazda już się skończyła. Sama myśl, że będę musiała codziennie pracować z Lauren wystarczająco zepsuła urok dnia. Po namyśle zmieniłam kierunek i dotarłam do łąki, na której pasły się ogiery z wałachami. Już daleka dostrzegłam przy płocie Lauren. Udawałam, że jej nie zauważyłam, i moją uwagę przyciągnął kasztanowaty wałach kłusujący przez pastwisko. Wędrowałam spojrzeniem po wszystkich koniach. Nie miałam wśród nich faworyta. Miałam nadzieję, że kiedyś się znajdzie. Nie szukałam go w moich dawnych przyjacielach. ,,To przeszłość"-przyjechałam tu, by zacząć ją od nowa, a nie rozpamiętywać. Przygryzłam wargę by się nie rozpłakać. ,,Pierwszy raz od 7 lat chce ci się płakać" Otrząsnęłam się i zauważyłam, że dotąd niezauważalna dziewczyna idzie w moim kierunku.
<Lauren?>
- Nic ci się nie stało?-pytała zaniepokojona trenerka dziewczyny, ale odpowiadała tylko pomrukami, miotając we mnie wściekłe spojrzenie. ,,Skoro od dziecka się nimi zajmuje, powinna wiedzieć, że każdy koń może się spłoszyć"-pomyślałam.
- Wystarczy na dziś. Odprowadźcie konie do stajni-powiedziała pani Sandra, wzdychając. Zsiadłam czym prędzej, by wyjść przed Lauren, ale jej chyba nigdzie się nie spieszyło. Odetchnęłam z ulgą i wprowadziłam Bount'yego do boksu. Rozsiodłałam go i przejechałam parę razy szczotką, po czym wyszłam i skierowałam się do pastwiska dla klaczy i źrebiąt. Cieszyłam się bardzo, że jazda już się skończyła. Sama myśl, że będę musiała codziennie pracować z Lauren wystarczająco zepsuła urok dnia. Po namyśle zmieniłam kierunek i dotarłam do łąki, na której pasły się ogiery z wałachami. Już daleka dostrzegłam przy płocie Lauren. Udawałam, że jej nie zauważyłam, i moją uwagę przyciągnął kasztanowaty wałach kłusujący przez pastwisko. Wędrowałam spojrzeniem po wszystkich koniach. Nie miałam wśród nich faworyta. Miałam nadzieję, że kiedyś się znajdzie. Nie szukałam go w moich dawnych przyjacielach. ,,To przeszłość"-przyjechałam tu, by zacząć ją od nowa, a nie rozpamiętywać. Przygryzłam wargę by się nie rozpłakać. ,,Pierwszy raz od 7 lat chce ci się płakać" Otrząsnęłam się i zauważyłam, że dotąd niezauważalna dziewczyna idzie w moim kierunku.
<Lauren?>
sobota, 24 grudnia 2016
Od Lauren CD. Agnes
Spojrzałam na Agnes. Bie była w tym najgorsza. Przynajmniej nie będę miała jazdy z niedoświadczoną sweet koniareczką. Poprawiłam dosiad i ruszyłam kłusem ćwiczebnym. Zrobiłam ciut za nałą woltę, ale ogólnie mój wierzchowiec był dobrze wygięty. Na przekątnej szedł idealnym, równym tępem i tak samo zrobił półwoltę. Skierowałam Apperitiva na drągi i trochę go pospieszyłem wyliczając kroki do drągów. Siwy zarzucił głową do tyłu, ale dobrze odpowiedział na moje pomoce. W drągach było dobrze, ale mogłoby być lepiej. Mimo wszystko nie wycziłam zadnego błędu.
-Oba przejazdy były bardzo dobre, więc przejdziemy do galopu.-usmiechnęła się pano Sandra.-Proszę, aby Agnes zagalopowała w A, Lauren w C.-powiedziała a ja postanowiłam w ogóle nie skupiać się na mojej towarzyszce. Zebrałam Apperitiva i w C przeszłam do galopu. Mój wierzchowiec biegł w równym, spokojnym tempie. Ma bardzo długi krok, więc szybko dogoniłam konia, którevo dosiadała Agnes. Zrobiliśmy koło na jtórym troche zwolniłam Apperitiva.
-Oba przejazdy były bardzo dobre, więc przejdziemy do galopu.-usmiechnęła się pano Sandra.-Proszę, aby Agnes zagalopowała w A, Lauren w C.-powiedziała a ja postanowiłam w ogóle nie skupiać się na mojej towarzyszce. Zebrałam Apperitiva i w C przeszłam do galopu. Mój wierzchowiec biegł w równym, spokojnym tempie. Ma bardzo długi krok, więc szybko dogoniłam konia, którevo dosiadała Agnes. Zrobiliśmy koło na jtórym troche zwolniłam Apperitiva.
Agnes? :P
Od Agnes CD. Lauren
Po kilku kółkach pani Sandra zrobiła nam przerwę. Poprawiłam popręg Bount'yego. Ten spokojny, mający już swoje lata wałach sprawiał wrażenie, że pokonałby tor z zamkniętymi oczami bez jeźdźca. Taki ułożony, przyjazny...Zupełnie nie w moim stylu. Westchnęłam i podprowadziłam go do krańca ujeżdżalni. Oparłam się o ogrodzenie i głaszcząc go po jasnej szyi przyglądałam się temu, co robi Lauren. Nie wyglądała na zadowoloną, powiedziałabym nawet, lekko sfrustrowaną. Zatoczyła na Apperitivie kółko, później chciała, by się cofnął. Wyszło jej to dość nieporadnie. Nie miałam czasu na oglądanie tego, bo instruktorka kazała ponownie wsiąść. Wskoczyłam na Bount'yego i pokłusowałam na drugą stronę. Zrobiliśmy parę wolt, zmianę kierunku przez ujeżdżalnię, półwolty. Zaczynało mi się powoli nudzić, lecz siedziałam cierpliwie w siodle. Zrobiłyśmy jeszcze przejazd przez drążki. Dopiero teraz pani Sandra dała nam do wykonania trudniejsze zadanie.
- Wykonacie tor złożony z wszystkich figur, jakie dziś poznałyście.-Ze spojrzenia Lauren wywnioskowałam, co o tym sądzi (Phi! To tak skomplikowane, jak samo chodzenie!)-Zaczniecie od wolty w tym narożniku, następnie zmiana kierunku przez ujeżdżalnię. Szybka półwolta i na koniec drągi, zatrzymanie. Nie, to nie będzie na czas. Będę oceniać dokładność i naturalność waszych ruchów. Chcesz rozpocząć, Agnes?-uśmiechnęła się w moją stronę. Po chwili kiwnęłam delikatnie głową i poprowadziłam wałacha na początek trasy. Zebrałam wodze i ścisnęłam konia delikatnie łydkami. Bounty posłusznie ruszył naprzód i wykonał idealną woltę w kłusie. Następnie zwalniając nieco zmienił kierunek przez ujeżdżalnię. Trochę spaprał ,,łezkę" (półwolta), ale drągi poszły już jak z płatka. Zatrzymałam wałacha i poklepałam go przyjaźnie, schodząc z toru. Instruktorka wyglądała na zadowoloną z przejazdu, za to kątem oka dostrzegłam twarz Lauren...
<Lauren?>
Od Lauren CD. Agnes
Nie byłam przekonana i pewnie też na taką nie wyglądałam. Nie wierzę w te "magiczne" porozumienia. Byłam wręcz podirytowana propozycją dziewczyny.
-Ja również mam styczność z końmi od dziecka i wiem, że aby konia czegoś nauczyć potrzebny jest trening. A aby nie bał się wszystkiego musi ci zaufać, a to nie trwa kilka chwil, tylko długie miesiące.Chciałam tylko, abyś pomogła mi go złapać.-dziewczyna nie była usatysfakcjonowana moją odpowiedzią, mam wrażenie, że zaraz po prostu się odwróci i sobie pójdzie, więc ja zrobiłam to pierwsza i pobiegłam na halę. Ku mojemu zdziwieniu Pegaz już nie biegał dziko po piasku, tylko stał wpatrzony w niedużą przeszkodę. Podeszłam powoli i złapałam wodze. Postępowałam z nim jeszcze trochę, ale już nie siedząc na jego grzbiecie, tylko idąc obok niego. Podeszłam z Pegazem do przeszkody, ale tym razem stojąc dwa metry od niej.
-Jeszcze będziesz skakać-szepnęłam i wyszłam wraz z koniem z hali. Szybko go rozsiodłałam i wypuściłam na pastwisko. Dobrze, że jest weekend, bo po tych wrażeniach na pewno nie usiedziałabym spokojnie w szkole, mimo, że lekcje trwają maksymalnie 4 godziny. Zaraz będę miała jazdę, więc od razu poszłam do boksu Apperitiva. Kiedy go wyczyściłam wstrzymałam się z siodłaniem, bo nie wiedziałam jakie siodło zabrać z siodlarni. Poszłam sprawdzić rozpiskę. Normalnie byłaby jazda z panią Matą, ale mamy zastępstwo z panią Sandrą. Chwyciłam siodło ujeżdżeniowe Apperitiva. Dobrze, że jest to zastępstwo, bo przy ujeżdżeniu na pewno się zrelaksuję, ja i mój wierzchowiec. Weszłam na halę, na której już czekała instruktorka.
-Dzisiaj nie masz jazdy sama-uśmiechnęła się-zaraz przyjdzie Agnes-dodała a ja pokiwałam głową, nie nadążałam z nowymi uczniami akademii i nie kojarzyłam dziewczyny.
Dopinałam popręg, kiedy na halę weszła ona... Ta dziewczyna, którą poznałam jakąś godzinę temu. Byłam wręcz załamana tym, że od teraz będziemy w jednej grupie jeździeckiej. Wsiadłam na mojego wierzchowca i skierowałam go do ściany.
-Co dzisiaj będziemy robić?-zapytałam udając, że nie widzę wpatrzonej we mnie dziewczyny.
-Poćwiczymy-uśmiechnęła się i po kilku minutach kazała nam przejść do kłusa ćwiczebnego. Mimo, że skoki najlepiej mi wychodzą, to w ujeżdżeniu z całą pewnością radziłam sobie bezbłędnie. Zrobiłyśmy kilka kół i zatrzymać po czym miałyśmy chwilę przerwy.
-Ja również mam styczność z końmi od dziecka i wiem, że aby konia czegoś nauczyć potrzebny jest trening. A aby nie bał się wszystkiego musi ci zaufać, a to nie trwa kilka chwil, tylko długie miesiące.Chciałam tylko, abyś pomogła mi go złapać.-dziewczyna nie była usatysfakcjonowana moją odpowiedzią, mam wrażenie, że zaraz po prostu się odwróci i sobie pójdzie, więc ja zrobiłam to pierwsza i pobiegłam na halę. Ku mojemu zdziwieniu Pegaz już nie biegał dziko po piasku, tylko stał wpatrzony w niedużą przeszkodę. Podeszłam powoli i złapałam wodze. Postępowałam z nim jeszcze trochę, ale już nie siedząc na jego grzbiecie, tylko idąc obok niego. Podeszłam z Pegazem do przeszkody, ale tym razem stojąc dwa metry od niej.
-Jeszcze będziesz skakać-szepnęłam i wyszłam wraz z koniem z hali. Szybko go rozsiodłałam i wypuściłam na pastwisko. Dobrze, że jest weekend, bo po tych wrażeniach na pewno nie usiedziałabym spokojnie w szkole, mimo, że lekcje trwają maksymalnie 4 godziny. Zaraz będę miała jazdę, więc od razu poszłam do boksu Apperitiva. Kiedy go wyczyściłam wstrzymałam się z siodłaniem, bo nie wiedziałam jakie siodło zabrać z siodlarni. Poszłam sprawdzić rozpiskę. Normalnie byłaby jazda z panią Matą, ale mamy zastępstwo z panią Sandrą. Chwyciłam siodło ujeżdżeniowe Apperitiva. Dobrze, że jest to zastępstwo, bo przy ujeżdżeniu na pewno się zrelaksuję, ja i mój wierzchowiec. Weszłam na halę, na której już czekała instruktorka.
-Dzisiaj nie masz jazdy sama-uśmiechnęła się-zaraz przyjdzie Agnes-dodała a ja pokiwałam głową, nie nadążałam z nowymi uczniami akademii i nie kojarzyłam dziewczyny.
Dopinałam popręg, kiedy na halę weszła ona... Ta dziewczyna, którą poznałam jakąś godzinę temu. Byłam wręcz załamana tym, że od teraz będziemy w jednej grupie jeździeckiej. Wsiadłam na mojego wierzchowca i skierowałam go do ściany.
-Co dzisiaj będziemy robić?-zapytałam udając, że nie widzę wpatrzonej we mnie dziewczyny.
-Poćwiczymy-uśmiechnęła się i po kilku minutach kazała nam przejść do kłusa ćwiczebnego. Mimo, że skoki najlepiej mi wychodzą, to w ujeżdżeniu z całą pewnością radziłam sobie bezbłędnie. Zrobiłyśmy kilka kół i zatrzymać po czym miałyśmy chwilę przerwy.
Agnes? :P
Od Agnes CD. Lauren
Dziewczyna stała przede mną i ładowała we mnie potokiem słów jak z
armatki wodnej. Nie zrozumiałam z tego nic a nic. Dopiero po kilku
minutach uspokoiła się i podniosła głowę. Utkwiła we mnie spojrzenie
swoich szaro-zielonych oczu i odkaszlnęła.
- Przepraszam, ale...jak się nazywasz?-spytałam nie kryjąc zdziwienia.
- Lauren. Lauren Snowfall-odparła szybko.
- Więc, co się stało?
- Mówiłam...Mój koń chyba się spłoszył i teraz biega po całej ujeżdżalni w tę i z powrotem-westchnęłam i popatrzyłam na Kła stojącego u mego boku. Nie wiedziałam, czy Lauren nie będzie temu przeciwna.
- Może mogłabym spróbować go uspokoić?-dziewczyna nie wyglądała na przekonaną-Pracuję z końmi od dziecka.
<Lauren?>
- Przepraszam, ale...jak się nazywasz?-spytałam nie kryjąc zdziwienia.
- Lauren. Lauren Snowfall-odparła szybko.
- Więc, co się stało?
- Mówiłam...Mój koń chyba się spłoszył i teraz biega po całej ujeżdżalni w tę i z powrotem-westchnęłam i popatrzyłam na Kła stojącego u mego boku. Nie wiedziałam, czy Lauren nie będzie temu przeciwna.
- Może mogłabym spróbować go uspokoić?-dziewczyna nie wyglądała na przekonaną-Pracuję z końmi od dziecka.
<Lauren?>
piątek, 23 grudnia 2016
Od Lauren
Do naszej akademii przyjeżdża coraz więcej uczniów i obawiam się, że teraz hala nie będzie często wolna. Na szczęście wybudowaliśmy dodatkową halę, na jazdy dzieci z okolic. Jest używana przez ten "Klub Kucyka" trzy razy w tygodniu, więc spokojnie mogłam iść potrenować. Podeszłam do boksu Pegaza, którego dostałam niedawno z okazji 16 urodzin. Dzięki niemu pokochałam powożenie. Mimo wszystko jest on zupełnym przeciwieństwem Apperitiva, który jest u mnie od urodzenia. Ostrożnie otworzyłam drzwi boksu i włożyłam mu do żłobu marchew. Chwyciłam szczotki i zaczęłam czyścić w boksie, aby nie blokować koniowiązu. Na zegarku 6.00... Niedługą zaczną się złazić na jazdy... Zapięłam popręg i włożyłam kask na głowę. Kiedy już byliśmy na hali po prostu puściłam Pegaza. Wiedziałam, że nigdzie nie pójdzie a ja w spokoju mogłam ustawić niedużą przeszkodę. Miałam dzisiaj zamiar przełamać jego lęk związany ze skokami. Dopięłam popręg i po kilku minutach stępa przeszłam do kłusa. Zrobiłam kilka kół i zatrzymań. Muszę jeszcze popracować nad równym rytmem, którego Pegazowi brakuje. Przeszłam do stępa i sprawdziłam, czy na pewno wszystko jest odpowiednio zapięte. Miałam nadzieję, że Pegaz zaufał mi już na tyle by skoczyć tę naprawdę niską stacjonatę. Zebrałam wodzę i odetchnęłam. Ruszyłam powoli kłusem ćwiczebnym i w najbliższym narożniku zagalopowałam. Kiedy wyczułam, że mój wierzchowiec galopuje równo i spokojnie skierowałam go na stacjonatę. Dosłownie 10 centymetrów przed gwałtownie skręcił i zaczął wierzgać. Nie miałam nawet szansy się utrzymać. Zobaczyłam w nim całkiem innego konia.. Już nie tego spokojnego i dostojnego wałacha, tylko przestraszonego i nieujarzmionego konia. Próbowałam wstać i kiedy już prawie mi się to udało.. Pegaz o mało nie staranował mnie, w ostatniej chwili stanął dęba przy czym również prawie mnie podeptał. Teraz galopował dziko po hali a moje próby uspokojenia go były daremne. Powoli zbliżyłam się do drzwi i szybko z nich wyskoczyłam. Napisałam kartkę, by nie wchodzić, bo po hali biega Pegaz i pobiegłam po pomoc. Nawet nie wiem czy osoba, którą spotkałam to chłopak, czy dziewczyna, szybko wyjaśniłam całą sytuację nie patrząc na postać stojącą przede mną, tylko mając głowę prawie między kolanami. Miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca..
Ktosiu? xD
czwartek, 22 grudnia 2016
Reaktywacja!
Od dziś blog jest aktywny i dostępny dla wszystkich! Osobą które wpadły tu już wcześniej polecam ponownie skontrolować zakładki (w tym regulamin) gdyż mogą jeszcze o czymś nie wiedzieć. mam nadzieję, że teraz blog utrzyma się dłużej. Zapraszam do dołączenia i pisania opowiadań!
/Lauren
Subskrybuj:
Posty (Atom)