Zaczęłam się niepokoić, że podałam Lirze niewłaściwą mieszankę. Mimo to nie zwracałam uwagi na dziewczynę, która wygadywała jak zwykle oszczerstwa w moją stronę. Nie zauważyłam jednak żadnych oznak słabości czy choroby u klaczy-była jedynie otępiała i ospała. Gdy badałam jej pysk, coś białego mignęło mi w polu widzenia. Na obrzeżach pyska klaczy widniała cienka, bielutka linia. Dotknęłam jej, i coś przylgnęło do mojego palca.
- Biały proszek...-Szybko skojarzyłam wszystkie fakty. ,,To musiał być środek odurzający. Ktoś podał go nie wcześniej, niż dzisiaj rano." Na szczęście znał proporcje, bo większa ilość mogła być niebezpieczna dla zdrowia Liry. Postanowiłam jak najprędzej powiadomić o tym właścicielkę akademii. Ale w drodze do jej gabinetu coś przyszło mi na myśl. ,,Właściwie, czemu nie ona? Miała wszelkie powody" Zapukałam do granatowych drzwi.
- Proszę!-odezwał się głos zza nich. Otworzyłam je i przywitałam się:
- Dzień dobry.
- Czy masz do mnie jakąś sprawę?-kobieta kazała usiąść mi w fotelu naprzeciw niej.
- Właściwie, to tak. Ktoś podał Lirze środki odurzające w niewiadomym celu. Podejrzewam, że mogła to być...-przełknęłam ślinę-pani córka, Lauren.-Los widocznie tego chciał. Pani Cora zamilkła. Wtedy drzwi po raz kolejny się otworzyły, i stanęła w nich prawdopodobna winowajczyni.
<Lauren? Nie ma takXD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz