środa, 4 stycznia 2017

Od Agnes CD. Lauren+trening Liry

Dziewczyna jak zwykle zaczęła wrednie się uśmiechać. Pokręciłam tylko pobłażliwie głową, i powiedziałam spokojnie, pewna swego:
- To wspaniale.-Lauren już otworzyła usta, ale przerwałam jej:-Nie mam nic do ukrycia, więc daruj sobie. Za to ty wyglądasz dość nieciekawie.-odwróciłam się na pięcie, śmiejąc się cicho. Prychnęłam z pogardą, wchodząc do boksu Liry. Przywitałam się z nią, głaszcząc po pysku i szyi. Podczas czyszczenia podałam jej jak co dzień zioła. Jak dotąd nie mogłam obserwować postępów, bo nie jeździłam na niej wczoraj, ale dziś powinny już przynieść efekty. Osiodłałam wierzchowca i wyprowadziłam, mimo rżenia i tupania kopytami matki. Po kilku minutach prowadzania wkoło uspokoiła się, po czym wprowadziłam ją na pokryty śniegiem padok. Sierść klaczy lśniła w zimnym blasku zimowego słońca. Po krótkiej, nieco opornej rozgrzewce postanowiłam potrenować z nią skoki. Ustawiłam kilka pospolitych przeszkód: stacjonata, dwie koperty, kilka razy cavaletti. Za pierwszym podejściem Lira skręciła nagle w stronę wyjścia z ujeżdżalni, ale szybko udało mi się ją opanować i zawrócić. Zaczęłam kolejny raz, a kurzawa śniegu wzbiła się za mną, gdy rozpędzona klacz wybiła się przed stacjonatą i dotykając ledwie tylną nogą przeszkody przeskoczyła ją. Wystarczyło kilka taktów, i skręciłam w lewo, prosto na kolejne dwie. Z wstępną kopertą poradziła sobie świetnie. Miałam już nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, lecz nagle świat przede mną zawirował i ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że Lira stanęła dęba, unosząc jednak kopyta dość nisko i rżąc przenikliwie.
- Agnes!-usłyszałam z boku krzyk kogoś dorosłego, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Po prostu siedziałam w siodle, póki klacz się nie uspokoiła, a następnie dałam jej lekkiego bata na upomnienie. W mgnieniu oka stanęłam na początku, i znów skierowałam ją na stacjonatę. Tym razem trzymałam wierzchowca w ryzach. Na tej przeszkodzie znów była nieznaczna skaza, ale rząd koperty udał mi się w 100%. Dbałam o prawidłową pozycję w półsiadzie. Przy Cavaletti zwolniłam do kłusa, lecz i tym razem kroki Liry okazały się perfekcyjne.
- Dobra dziewczynka-powtarzałam, klepiąc ją.
- Nieźle-pochwaliła mnie pani Cora, która cały czas stała przy ogrodzeniu. Chwilę cieszyłam się swoim zwycięstwem, ale znów naszły mnie ponure myśli. ,,Nieźle. Ale tak zachowuje się w obecność doświadczonego jeźdźca. Co, gdy zajmie się nią początkujący?"-zsiadłam z klaczy, by odprowadzić ją do stajni. ,,A może jeśli zmniejszy się czas przebywana matki ze źrebięciem razem...?" Uznałam to za dobry pomysł i zamiast do stajni, skierowałam się na pastwisko. Rozsiodłałam konia i puściła go na pastwisko. Zioła widać przyniosły mimo wszystko efekty, bo zachowywała się trochę spokojniej, niż w pierwsze dni. Wtedy pojawiła się Lauren.
<Lauren? Pod koniec zabrakło impetuXD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz