Przeszłam obojętnie obok Agnes, jednak ta chyba nie miała zamiaru udawać, że nie istnieję.
-O co ci w ogóle chodzi?!-zawołała
-O co mnie chodzi?! Wymądrzasz się, jesteś arogancka i w ogóle.. Szkoda słów na taką ciemnotę jak ty!-wściekłam się i już miałam odejść kiedy ona jednak nie chciał kończyć tej rozmowy.
-Ja?! Ja arogancka?! JA się wymądrzam?!-parsknęła-Ty się chyba kobieto nie widzisz!
-Od pierwszego dnia kiedy tu jesteś udajesz jakbyś była z tymi twoimi ziołami wszechwiedząca! Mnie na prawdę interesuje jakie zioła, na co.. Ale jednak chciałabym, też sama coś robić! W pierwszy dzień byłam dla ciebie tak wredna, bo wolałabym gdybyś powiedziała mi, co robić ale nie w sposób "czemu cośtam?!" tylko zwykłej cichej propozycji! Na pewno bym się zgodziła jednak je\a nie lubię, kiedy ktoś robi coś za mnie. Irytuje mnie to tak bardzo że.. Wiesz co się w tedy dzieje w sumie. Teraz jestem dla ciebie wredna bo ty po prostu się nie widzisz, nie widzisz jak wygląda to wszystko z mojej perspektywy! Moja mama ciągle nawija o tym jaka jesteś super, jakie masz dobre sposoby i nawet nie zauważa cienia moich osiągnięć! Przez ciebie własna matka nie zwraca na mnie uwagi! Ciężko, żebym ja cię polubiła a ty mnie zrozumiała.
Nie ma czasu w ogóle ;-; muszę poszukać drugiej admini B)
środa, 11 stycznia 2017
Od Lauren CD. Jacksona
-Lauren-odwzajemniłam gest i spojrzałam na siwą klacz-bardzo ładna kobyłka
-Dzięki, a czy znajdzie się dla niej miejsce w stajni?-zapytał, najwyraźniej już trochę tu stoi.
-Jasne, chodź za mną-wyszczerzyłam śnieżnobiałe zęby i podążyłam w stronę stajni.-Taak się złożyło, że twoja klacz będzie pomiędzy moimi końmi, no dwoma z nich.
-Masz kilka koni?-zapytał
-Taa, to jest Pegaz-wskazałam na izabelowatego wałach jedzącego owies-a po lewej Apperitiv, jest ze mną od..zawsze w sumie-podrapałam siwka po nosie po czym otwarłam drzwi do boksu Astry. Chłopak wprowadził tam klacz i spojrzał na mnie.
-Myślałem, że masz 3 konie-powiedział
-Bo mam, chodź za mną-chłopak pożegnał sie z klaczą i poszedł moim śladem już niedługo potem staliśmy przy boksie Flavie i mojego Freestyle'a.-to mój źrebak, a klacz jest mamy-powiedziałam z dumą.
-Uroczy-uśmiechnął się wpatrzony w moje małe cudo.
-Wiesz, gdzie masz pokój?-zapytałam dla pewności
-Tak, to akurat wiem ale nie pogardzę, jeśli mnie zaprowadzisz-wyszczerzył się.
-Nie mam nic przeciwko-również się uśmiechnęłam.
Całą drogę rozmawialiśmy o koniach i jeździe konnej, dowiedziałam się, że uwielbia cross i ogólnie, polubiłam go.
-Może wybierzemy się jutro na trening? Tylko pamiętaj, że przez pierwszy tydzień w akademii nie jeździsz na swojej klaczy, tylko na tutejszych koniach.-zaproponowałam.
Wybacz, że krótkie i takie chaotyczne ale czasu mało mam :P
-Dzięki, a czy znajdzie się dla niej miejsce w stajni?-zapytał, najwyraźniej już trochę tu stoi.
-Jasne, chodź za mną-wyszczerzyłam śnieżnobiałe zęby i podążyłam w stronę stajni.-Taak się złożyło, że twoja klacz będzie pomiędzy moimi końmi, no dwoma z nich.
-Masz kilka koni?-zapytał
-Taa, to jest Pegaz-wskazałam na izabelowatego wałach jedzącego owies-a po lewej Apperitiv, jest ze mną od..zawsze w sumie-podrapałam siwka po nosie po czym otwarłam drzwi do boksu Astry. Chłopak wprowadził tam klacz i spojrzał na mnie.
-Myślałem, że masz 3 konie-powiedział
-Bo mam, chodź za mną-chłopak pożegnał sie z klaczą i poszedł moim śladem już niedługo potem staliśmy przy boksie Flavie i mojego Freestyle'a.-to mój źrebak, a klacz jest mamy-powiedziałam z dumą.
-Uroczy-uśmiechnął się wpatrzony w moje małe cudo.
-Wiesz, gdzie masz pokój?-zapytałam dla pewności
-Tak, to akurat wiem ale nie pogardzę, jeśli mnie zaprowadzisz-wyszczerzył się.
-Nie mam nic przeciwko-również się uśmiechnęłam.
Całą drogę rozmawialiśmy o koniach i jeździe konnej, dowiedziałam się, że uwielbia cross i ogólnie, polubiłam go.
-Może wybierzemy się jutro na trening? Tylko pamiętaj, że przez pierwszy tydzień w akademii nie jeździsz na swojej klaczy, tylko na tutejszych koniach.-zaproponowałam.
Wybacz, że krótkie i takie chaotyczne ale czasu mało mam :P
środa, 4 stycznia 2017
Od Agnes CD. Lauren+trening Liry
Dziewczyna jak zwykle zaczęła wrednie się uśmiechać. Pokręciłam tylko pobłażliwie głową, i powiedziałam spokojnie, pewna swego:
- To wspaniale.-Lauren już otworzyła usta, ale przerwałam jej:-Nie mam nic do ukrycia, więc daruj sobie. Za to ty wyglądasz dość nieciekawie.-odwróciłam się na pięcie, śmiejąc się cicho. Prychnęłam z pogardą, wchodząc do boksu Liry. Przywitałam się z nią, głaszcząc po pysku i szyi. Podczas czyszczenia podałam jej jak co dzień zioła. Jak dotąd nie mogłam obserwować postępów, bo nie jeździłam na niej wczoraj, ale dziś powinny już przynieść efekty. Osiodłałam wierzchowca i wyprowadziłam, mimo rżenia i tupania kopytami matki. Po kilku minutach prowadzania wkoło uspokoiła się, po czym wprowadziłam ją na pokryty śniegiem padok. Sierść klaczy lśniła w zimnym blasku zimowego słońca. Po krótkiej, nieco opornej rozgrzewce postanowiłam potrenować z nią skoki. Ustawiłam kilka pospolitych przeszkód: stacjonata, dwie koperty, kilka razy cavaletti. Za pierwszym podejściem Lira skręciła nagle w stronę wyjścia z ujeżdżalni, ale szybko udało mi się ją opanować i zawrócić. Zaczęłam kolejny raz, a kurzawa śniegu wzbiła się za mną, gdy rozpędzona klacz wybiła się przed stacjonatą i dotykając ledwie tylną nogą przeszkody przeskoczyła ją. Wystarczyło kilka taktów, i skręciłam w lewo, prosto na kolejne dwie. Z wstępną kopertą poradziła sobie świetnie. Miałam już nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, lecz nagle świat przede mną zawirował i ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że Lira stanęła dęba, unosząc jednak kopyta dość nisko i rżąc przenikliwie.
- Agnes!-usłyszałam z boku krzyk kogoś dorosłego, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Po prostu siedziałam w siodle, póki klacz się nie uspokoiła, a następnie dałam jej lekkiego bata na upomnienie. W mgnieniu oka stanęłam na początku, i znów skierowałam ją na stacjonatę. Tym razem trzymałam wierzchowca w ryzach. Na tej przeszkodzie znów była nieznaczna skaza, ale rząd koperty udał mi się w 100%. Dbałam o prawidłową pozycję w półsiadzie. Przy Cavaletti zwolniłam do kłusa, lecz i tym razem kroki Liry okazały się perfekcyjne.
- Dobra dziewczynka-powtarzałam, klepiąc ją.
- Nieźle-pochwaliła mnie pani Cora, która cały czas stała przy ogrodzeniu. Chwilę cieszyłam się swoim zwycięstwem, ale znów naszły mnie ponure myśli. ,,Nieźle. Ale tak zachowuje się w obecność doświadczonego jeźdźca. Co, gdy zajmie się nią początkujący?"-zsiadłam z klaczy, by odprowadzić ją do stajni. ,,A może jeśli zmniejszy się czas przebywana matki ze źrebięciem razem...?" Uznałam to za dobry pomysł i zamiast do stajni, skierowałam się na pastwisko. Rozsiodłałam konia i puściła go na pastwisko. Zioła widać przyniosły mimo wszystko efekty, bo zachowywała się trochę spokojniej, niż w pierwsze dni. Wtedy pojawiła się Lauren.
<Lauren? Pod koniec zabrakło impetuXD>
- To wspaniale.-Lauren już otworzyła usta, ale przerwałam jej:-Nie mam nic do ukrycia, więc daruj sobie. Za to ty wyglądasz dość nieciekawie.-odwróciłam się na pięcie, śmiejąc się cicho. Prychnęłam z pogardą, wchodząc do boksu Liry. Przywitałam się z nią, głaszcząc po pysku i szyi. Podczas czyszczenia podałam jej jak co dzień zioła. Jak dotąd nie mogłam obserwować postępów, bo nie jeździłam na niej wczoraj, ale dziś powinny już przynieść efekty. Osiodłałam wierzchowca i wyprowadziłam, mimo rżenia i tupania kopytami matki. Po kilku minutach prowadzania wkoło uspokoiła się, po czym wprowadziłam ją na pokryty śniegiem padok. Sierść klaczy lśniła w zimnym blasku zimowego słońca. Po krótkiej, nieco opornej rozgrzewce postanowiłam potrenować z nią skoki. Ustawiłam kilka pospolitych przeszkód: stacjonata, dwie koperty, kilka razy cavaletti. Za pierwszym podejściem Lira skręciła nagle w stronę wyjścia z ujeżdżalni, ale szybko udało mi się ją opanować i zawrócić. Zaczęłam kolejny raz, a kurzawa śniegu wzbiła się za mną, gdy rozpędzona klacz wybiła się przed stacjonatą i dotykając ledwie tylną nogą przeszkody przeskoczyła ją. Wystarczyło kilka taktów, i skręciłam w lewo, prosto na kolejne dwie. Z wstępną kopertą poradziła sobie świetnie. Miałam już nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, lecz nagle świat przede mną zawirował i ze zdumieniem zdałam sobie sprawę, że Lira stanęła dęba, unosząc jednak kopyta dość nisko i rżąc przenikliwie.
- Agnes!-usłyszałam z boku krzyk kogoś dorosłego, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Po prostu siedziałam w siodle, póki klacz się nie uspokoiła, a następnie dałam jej lekkiego bata na upomnienie. W mgnieniu oka stanęłam na początku, i znów skierowałam ją na stacjonatę. Tym razem trzymałam wierzchowca w ryzach. Na tej przeszkodzie znów była nieznaczna skaza, ale rząd koperty udał mi się w 100%. Dbałam o prawidłową pozycję w półsiadzie. Przy Cavaletti zwolniłam do kłusa, lecz i tym razem kroki Liry okazały się perfekcyjne.
- Dobra dziewczynka-powtarzałam, klepiąc ją.
- Nieźle-pochwaliła mnie pani Cora, która cały czas stała przy ogrodzeniu. Chwilę cieszyłam się swoim zwycięstwem, ale znów naszły mnie ponure myśli. ,,Nieźle. Ale tak zachowuje się w obecność doświadczonego jeźdźca. Co, gdy zajmie się nią początkujący?"-zsiadłam z klaczy, by odprowadzić ją do stajni. ,,A może jeśli zmniejszy się czas przebywana matki ze źrebięciem razem...?" Uznałam to za dobry pomysł i zamiast do stajni, skierowałam się na pastwisko. Rozsiodłałam konia i puściła go na pastwisko. Zioła widać przyniosły mimo wszystko efekty, bo zachowywała się trochę spokojniej, niż w pierwsze dni. Wtedy pojawiła się Lauren.
<Lauren? Pod koniec zabrakło impetuXD>
Od Jacksona CD. Lauren
Krople uderzające w dach oraz szyby samochodu zagłuszała głośna muzyka. Wycieraczki pracowały rytmicznie odgarniając nadmiar wody tym samym poprawiając mi widoczność. Jechałem już tak od dłuższego czasu. Co chwilę zerkałem na przyczepę do przewozu koni, którą pożyczyłem od ciotki Harriet. Nagle kierowca przede mną zatrzymał się na środku drogi. Wcisnąłem klakson i gwałtownie zahamowałem unikając stłuczki. Do moich uszu dobiegło podenerwowane rżenie Astry. - Co robisz, idioto! – krzyknąłem do kierowcy wiedząc, że i tak nie miałby szans tego usłyszeć.
Samochód znów ruszył do przodu, a ja pojechałem w ślad za nim. Tym razem utrzymując większy odstęp.
-30 minut później-
Auto zakołysało się lekko kiedy wjeżdżałem za bramę akademii. Nie powiem, to miejsce robiło wrażenie. Zaparkowałem, wyłączyłem silnik i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Schowałem je do kieszeni i wysiadłem z auta. Akurat przestało padać i niebo rozjaśniło się trochę. Obróciłem się dookoła podziwiając Heatherhill. Świeże powietrze oraz ten swojski zapach. Rozległe pastwiska, okazałe budynki i ujeżdżalnie. Jednak nie było tu ani żywej duszy. Z przyczepy dobiegły mnie stukot kopyt i podenerwowane parsknięcia. Podszedłem do przyczepy otwierając tylną klapę.
- Żyjesz tam? – powiedziałem do klaczy wchodząc na rampę, w odpowiedzi otrzymałem smagnięcie ogonem po twarzy – Hej!
Wsunąłem się bokiem unikając kolejnego ciosu i starając się dojść do pyska Astry. Poklepałem ją po aksamitnej szyi i chwyciłem za uwiąż. Odwiązałem supeł i ostrożnie poprowadziłem klacz do wyjścia z przyczepy. Asterka co chwilę kładła po sobie uszy, to znów je podnosiła. W końcu była już na zewnątrz i z uniesioną głową bacznie obserwowała nowe otoczenie.
- I co, podoba się, pani? Mam nadzieję, że tak, bo spędzimy tu najbliższe kilka miesięcy. – powiedziałem poszukując wzrokiem kogokolwiek, kto mógłby mi wskazać boks Astry
Przez najbliższe trzy minuty stałem na środku placu jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Iść i na własną rękę szukać wolnego boksu?
- Co robisz? – wzdrygnąłem się na usłyszane za plecami pytanie
- Aach… Nie strasz mnie tak. – rzuciłem odwracając się szybko w stronę nieznajomej osoby
Ujrzałem dziewczynę. Ładną dziewczynę. Pierwsze co przykuło mój wzrok to włosy w odcieniu… kłosów zboża? Nigdy nie byłem dobry w nazewnictwie kolorów. Wiecie, faceci ogólnie mają z tym problem. Szaro-zielone oczy bacznie mi się przyglądały.
- Max – wyciągnąłem dłoń i uśmiechnąłem się przyjaźnie
Lauren? Trochę takie BW xd
Samochód znów ruszył do przodu, a ja pojechałem w ślad za nim. Tym razem utrzymując większy odstęp.
-30 minut później-
Auto zakołysało się lekko kiedy wjeżdżałem za bramę akademii. Nie powiem, to miejsce robiło wrażenie. Zaparkowałem, wyłączyłem silnik i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Schowałem je do kieszeni i wysiadłem z auta. Akurat przestało padać i niebo rozjaśniło się trochę. Obróciłem się dookoła podziwiając Heatherhill. Świeże powietrze oraz ten swojski zapach. Rozległe pastwiska, okazałe budynki i ujeżdżalnie. Jednak nie było tu ani żywej duszy. Z przyczepy dobiegły mnie stukot kopyt i podenerwowane parsknięcia. Podszedłem do przyczepy otwierając tylną klapę.
- Żyjesz tam? – powiedziałem do klaczy wchodząc na rampę, w odpowiedzi otrzymałem smagnięcie ogonem po twarzy – Hej!
Wsunąłem się bokiem unikając kolejnego ciosu i starając się dojść do pyska Astry. Poklepałem ją po aksamitnej szyi i chwyciłem za uwiąż. Odwiązałem supeł i ostrożnie poprowadziłem klacz do wyjścia z przyczepy. Asterka co chwilę kładła po sobie uszy, to znów je podnosiła. W końcu była już na zewnątrz i z uniesioną głową bacznie obserwowała nowe otoczenie.
- I co, podoba się, pani? Mam nadzieję, że tak, bo spędzimy tu najbliższe kilka miesięcy. – powiedziałem poszukując wzrokiem kogokolwiek, kto mógłby mi wskazać boks Astry
Przez najbliższe trzy minuty stałem na środku placu jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Iść i na własną rękę szukać wolnego boksu?
- Co robisz? – wzdrygnąłem się na usłyszane za plecami pytanie
- Aach… Nie strasz mnie tak. – rzuciłem odwracając się szybko w stronę nieznajomej osoby
Ujrzałem dziewczynę. Ładną dziewczynę. Pierwsze co przykuło mój wzrok to włosy w odcieniu… kłosów zboża? Nigdy nie byłem dobry w nazewnictwie kolorów. Wiecie, faceci ogólnie mają z tym problem. Szaro-zielone oczy bacznie mi się przyglądały.
- Max – wyciągnąłem dłoń i uśmiechnąłem się przyjaźnie
Lauren? Trochę takie BW xd
wtorek, 3 stycznia 2017
Od Lauren CD. Agnes
Spojrzałam na Agnes a potem na mamę. Prychnęłam głośno.
-A niby kiedy?-skierowałam pytanie do Agnes
-Dzisiaj, zanim ktokolwiek przyszedł na trening, bo przyszłam do stajni wcześniej od Ciebie i cały czas byłam Lirą. Koń na którym jeździłam był gotowy, więc nie musiałam siodłać.
-Phi! Ja spóźniłam się na trening bo zaspałam! Jak miałam jej to podać?!-udawałam oburzoną
-Agnes, to bardzo poważne i do tego złe oskarżenia. Widziałam cię w stajni rano i poszłam do Lauren, którą musiałam obudzić, niemożliwe żeby to była ona.-spojrzała nieco surowym wzrokiem na dziewczynę
-Przepraszam.. Powiedziała zmieszana i wyszła.
Stajenny złapał mnie za ramię i kazał zawołać mamę. Wiedziałam co się dzieje więc pobiegłam ile sił w nogach do jej gabinetu
-To już mamo-wysapałam
Źrebak okazał się być ogierkiem. Nazwałam go Freestyle, już od pierwszych godzin życia wykonywał dziwne i nieskoordynowane ruchy, Jest cudowny. Głaskałam Flevie po pysku kiedy do stajni weszła Agnes, zatrzymała się na chwilę przy boksie i popatrzyła na źrebaka.
-Zadowolona? Naprawdę nie jest miło gdy ktoś cię oskarża, a ja podałam mamie pomysł założenia kamer w stajni. Będą w przyszłym tygodniu.
Agne? Ale ja jestem teraz nieogarnięta
Od Agnes CD. Lauren
Zaczęłam się niepokoić, że podałam Lirze niewłaściwą mieszankę. Mimo to nie zwracałam uwagi na dziewczynę, która wygadywała jak zwykle oszczerstwa w moją stronę. Nie zauważyłam jednak żadnych oznak słabości czy choroby u klaczy-była jedynie otępiała i ospała. Gdy badałam jej pysk, coś białego mignęło mi w polu widzenia. Na obrzeżach pyska klaczy widniała cienka, bielutka linia. Dotknęłam jej, i coś przylgnęło do mojego palca.
- Biały proszek...-Szybko skojarzyłam wszystkie fakty. ,,To musiał być środek odurzający. Ktoś podał go nie wcześniej, niż dzisiaj rano." Na szczęście znał proporcje, bo większa ilość mogła być niebezpieczna dla zdrowia Liry. Postanowiłam jak najprędzej powiadomić o tym właścicielkę akademii. Ale w drodze do jej gabinetu coś przyszło mi na myśl. ,,Właściwie, czemu nie ona? Miała wszelkie powody" Zapukałam do granatowych drzwi.
- Proszę!-odezwał się głos zza nich. Otworzyłam je i przywitałam się:
- Dzień dobry.
- Czy masz do mnie jakąś sprawę?-kobieta kazała usiąść mi w fotelu naprzeciw niej.
- Właściwie, to tak. Ktoś podał Lirze środki odurzające w niewiadomym celu. Podejrzewam, że mogła to być...-przełknęłam ślinę-pani córka, Lauren.-Los widocznie tego chciał. Pani Cora zamilkła. Wtedy drzwi po raz kolejny się otworzyły, i stanęła w nich prawdopodobna winowajczyni.
<Lauren? Nie ma takXD>
- Biały proszek...-Szybko skojarzyłam wszystkie fakty. ,,To musiał być środek odurzający. Ktoś podał go nie wcześniej, niż dzisiaj rano." Na szczęście znał proporcje, bo większa ilość mogła być niebezpieczna dla zdrowia Liry. Postanowiłam jak najprędzej powiadomić o tym właścicielkę akademii. Ale w drodze do jej gabinetu coś przyszło mi na myśl. ,,Właściwie, czemu nie ona? Miała wszelkie powody" Zapukałam do granatowych drzwi.
- Proszę!-odezwał się głos zza nich. Otworzyłam je i przywitałam się:
- Dzień dobry.
- Czy masz do mnie jakąś sprawę?-kobieta kazała usiąść mi w fotelu naprzeciw niej.
- Właściwie, to tak. Ktoś podał Lirze środki odurzające w niewiadomym celu. Podejrzewam, że mogła to być...-przełknęłam ślinę-pani córka, Lauren.-Los widocznie tego chciał. Pani Cora zamilkła. Wtedy drzwi po raz kolejny się otworzyły, i stanęła w nich prawdopodobna winowajczyni.
<Lauren? Nie ma takXD>
Subskrybuj:
Posty (Atom)